|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Pon 20:24, 12 Paź 2009 Temat postu: Nowa historia FMA 2 |
|
|
Bo czas totalnego pojebania nadszedł...
Sky obudziła się, jak zwykle po swoim bracie. Nigdy jej nie obudził, nigdy ona go nie budziła- zawsze próbowali być w tych sprawach samodzielni. Niestety, problemem było to, że on potrafił wstać o siódmej rano, a ona dopiero o jedenastej. Na szczęście, kochający brat, postanowił dać jej drugą zmianę w swoim biurze, która rozpoczynała się o godzinie pierwszej czasu popołudniowego. Niedługo mają się przenieść do Centrali. Tam nie będzie mogła już tak długo spać. Jednakże coś jej nie odpowiadało. Wyprostowała swoje prawe kolano, które zawsze ją bolało gdy zbierało się na deszcz. Niedługo i tak powinna iść do mechanika, wydłużyć tą nogę. Tak, dziewczyna miała protezę. Nie lubi o tym mówić, ale po prostu taka się urodziła. może to przez wiek jej rodziców, a może tak po prostu wyszło. Nigdy się nad tym dogłębnie nie zastanawiała. Ubrała się w mundur, specjalnie przygotowany przez brata. Od niedawna kazał jej chodzić w minispódniczce, aby reklamować jego wspaniały pomysł. Wtedy właśnie wypadł jej państwowy zegarek, który raczyła otworzyć i spojrzeć na godzinę.
Tak... Właśnie o pierwszej zaczynała pracę...
W budynku powiedziano jej, że jej brat jest tam gdzieś na torach, czy tam gdzieś pod torami, więc postanowiła, że pójdzie na stację kolejową. Mruczeli też coś o jakimś gościu, ale nie miała zielonego pojęcia o co im chodzi. Gdy dobiegła do stacji kolejowej, na pierwszy rzut wzięła Havoca.
- Co się tutaj dzieje?- wykrztusiła z siebie, sapiąc. Zmęczyła się dość długim biegiem przez zakorkowane o tej porze miasto. Normalni ludzie wracają już z pracy do domu.
- Jak to co? przecież Roy ci mówił dzisiaj, co nie?- zapalił kolejnego papierosa i spojrzał na nią swymi niebieskimi oczami. Uwielbiała jego przyjacielskie spojrzenie, które potrafiło wyrazić tylko zdziwienie i jego głupotę, za którą go kochała.
- Kochany mój Żanku... Ja dopiero wstałam! Spóźniłam się pół godziny do roboty, po czym powiedziano mi że jesteście tutaj! O co biega?!
- Roy dostał telefon z porwanego pociągu. Od rana mamy z nim jazdę, zapewne o tym... Tak, zapewne o tym nie wiesz. Dowiedzieliśmy się, że w tym pociągu jest twój ulubiony...
- Nie...- popatrzyła się na niego z niedowierzaniem. Zakryła aż usta. Dłoń zaczęła się jej trząść. Nie ze strachu, a raczej z bliskiego, coraz bliższego wybuchu niekontrolowanej radości.
- Taaaak!- zbliżył swoją twarz do jej twarzy, aby jeszcze bardziej ją nakręcić- Zaraz tu będzie- tym razem zaczął o wiele ciszej- twój kochaaś...- zakończył dziobiąc ją w brzuch.
- Zamknij się, debilu!! To mój kumpel!!- pożegnała go uśmiechem i pobiegła w stronę Roya, aby bliżej stanąć torów. W tym samym momencie wjechał pociąg, z którego po chwili wyskoczył jakiś facet. Miał rozwaloną protezę ręki i od razu po upadku został związany. Po nim wyskoczył Edziu. Ten blond włosy chłopak o złotych oczach, był pierwszym dwunastoletnim , który zdał egzamin na państwowego alchemika. Sky zdawała dokładnie po nim, czyli w wieku lat czternastu. to on ją do tego zainspirował. Przywitała się ze swoim bratem, ale on od razu wiedział, że nie przyszła tutaj do niego. Zapomniał już jak bardzo lubi jej uśmiech.
Edward dopiero teraz ją zauważył. Rzuciła mu się na szyję, po czym zrobiła dokładnie to samo z jego bratem Alphonsem. Ed miał protezę prawej ręki i lewej nogi, a Al... Długo by opowiadać. W każdym bądź razie był zbroją, a na coś tak wielkiego naprawdę ciężko się wskakuje.
- Sky, co ty tu...- Spytał Al, tak samo zdziwiony jak jego brat.
- No przecież nie sama tu jestem...- pokazała palcem na Roya, który właśnie spalił faceta, ponieważ wydostał się ze sznurów.
W tym momencie Edziu zrobił grymas zniechęcenia. Mogłoby się wydawać że nienawidzi Mustanga, jednakże tak naprawdę zawdzięczał mu wiele dobrego. Choć wdzięczność przeniósł na jego siostrę.
Po wspaniałym powitaniu na Dworcu Głównym, bracia Elric postanowili pójść do biura Roya, dowiedzieć się czy znalazł coś na temat Kamienia Filozoficznego. Sky uważała, że są to ich prywatne sprawy, dlatego zostawi ich jak na razie w spokoju. Później bardzo tego żałowała.
Shou Tucker, wybitny alchemik, pierwszy, który stworzył mówiącą chimerę. Udało mu się tylko dlatego, że skorzystał z transmutacji zwierzęcia z człowiekiem, która jest zabroniona. Wykorzystał dwa lata temu swoją żonę, a teraz córkę. Choć ich znajomość trwała tylko dwa dni, chłopcy bardzo przywiązali się do małej dziewczynki. Na dodatek ktoś zabił tą nieszczęsną parę. Siedzieli na schodach przed budynkiem głównym. Lało jak z cebra, jednak oni nie ruszyli się nawet o milimetr. Roy próbował coś wskórać, jednakże jeszcze bardziej pogorszył sprawę. Ona bała się do nich podejść. jednakże, kiedy przezwyciężyła strach, po prostu przytuliła obu. Puszczając, szybko pobiegła za swoim bratem. Oni w końcu się ruszyli. Jednakże znów wplątali się w niezłe tarapaty...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aqua dnia Pon 21:27, 12 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Pon 22:52, 12 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
- Yoko, spakowałaś już wszystko.?
Do pokoju zdecydowanym krokiem weszła wysoka blondynka o srogim wyrazie twarzy. Rozejrzała się szybko po pokoju, który był prawie pusty. Na środku stało łóżko, obok pusty regał, a na podłodze leżała duża walizka.
- O, Olivia... co tu robisz.? - rudowłosa kobieta zapięła swoją skórzaną kurtkę.
- Stwierdziłam, że osobiście się z tobą pożegnam.. - mruknęła Olivia Armstrong: wybitny generał wojsk Amestris, świetny strateg, przyjaciółka i zwierzchnik Yoko Kato - a po za tym, tu masz pisemko z przeniesieniem do Centrali.
- Centrala... Rok tam nie byłam... - zamknęła kieszeń swojej walizki. Sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła bilet. - Jesteś pewna, że mam przesiadkę w North City.?
- Tak, pewnie. A czemu pytasz.?
- Miasto rodzinne.. - mruknęła Yoko do siebie i szybko schowała bilet. Stanęła na baczność. - Pani Generał, będę bacznie wypełniać powierzone mi obowiązki.! - zasalutowała.
- I bardzo dobrze, majorze.! - Olivia również zasalutowała. Uśmiechnęła się do wychodzącej z pokoju Yoko.
Kobieta opuściła budynek, w którym mieszkała przez ostatnie dwa lata. Teraz, mając dwadzieścia dwa lata, miała duże ambicje. Stopień majora i Państwowego Alchemika jej nie wystarczał. Pragnęła czegoś więcej, chciała posiąść jeszcze większą władzę. Ale najbardziej pragnęła zemsty. Minęła małą piekarnię i skręciła w lewo. Zatrzymała się przy budce telefonicznej. Wyciągnęła z kieszeni mały skrawek papieru, na którym był napisany pośpiesznie ciąg cyfr. Wrzuciła resztkę drobniaków, wykręciła numer. W słuchawce usłyszała młody, kobiecy głos:
- Taaak.? Bar Napololona, słucham.?
- Ee.. dzień dobry, z tej strony major Kato, czy mogłabym...
- Major Kato.? Już pani dam takiego pana, co to z pania chciał rozmawiać, co nie.? - nastała chwilowa cisza, po czym odezwał się niski, męski głos - I jak.?
- Wszystko gotowe. Za parę godzin widzimy się na stacji. - powiedziała Yoko krótko i rozłączyła się. Spojrzała na swój państwowy zegarek i puściła się biegiem - zaraz miał odjechać jej pociąg.
Podróż z Drahmy do North City trwała stosunkowo szybko. Zwłaszcza, jeśli się poszło do maszynisty i nawrzeszczało na niego, że tak wolno pracuje. Bycie w wojsku miało swoje liczne plusy, a dodatkowo bycie alchemikiem - to ułatwiało naprawdę wiele przyziemnych spraw.
Wysiadając z pociągu, Yoko poprawiła bransolety na swoich dwóch nadgarstkach. Były w kolorze starego srebra, a na każdej z nich wyryte było duże koło transmutacji. Bez bransolet, to jakby bez ręki. A Yoko, szamotana wiatrem, stała na stacji kolejowej, czekając na swój pociąg do Centrali. Obok niej stanął mężczyzna o ciemnym kolorze skóry (jeszcze ciemniejszym od niej) i twarz pokrytą dwoma bliznami. Pozornie odwrócił się, aby przeczytać rozkład jazdy, ale spojrzał kobiecie prosto w oczy.
- Jesteś pewna, że oni tam będą.?
- Tak, przejrzałam dokumenty mojej przełożonej i podsłuchałam jej rozmowę. - Yoko uśmiechnęła się lekko. - A kiedy ja dowiem się tego, co mnie interesuje.?
Mężczyzna nachylił się nad nią i powiedział cicho:
- W swoim czasie.
Rozległ się dźwięk nadjeżdżającego pociągu.
Yoko zmierzyła go spojrzeniem i rzucila tylko:
- A weź się udław bananem.! - oboje się skrzywili, po czym uśmiechnęli się do siebie.
Razem udali się w strone pociągu.
Kierunek: Centrala.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Wto 19:42, 13 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Dziewczyna dowiedziała się o Scarze, dopiero kiedy wróciła do biura Roya. Od razu wiedziała, że bracia są w niebezpieczeństwie. On pobiegł za nią, ponieważ nie chciał, żeby umarła za tego kurdupla.
- Wiesz dobrze, że on tego nie lubi!- siedziała w aucie razem z nim, wyruszając do centrum miasta. Tam właśnie powinni znajdować się bracia. Cały konwój wojska jechał za nimi. Na wiadomość o Scarze zareagowała bardzo duża liczba osób.
- A co ty się tak nim przejmujesz, co? Kurdupel to kurdupel.- powiedział Roy, mocno skręcając w lewo. Z nim można było tak w kółko. Zawsze jak poruszali temat chłopaka, kończyło się na tym, ze jest kurduplem i tak mu zostanie, na co Sky robiła miny i oczywiście obrażała się na brata.
Znowu zaczęło padać. Dojechali dosłownie w ostatniej chwili. Riza szybko wyskoczyła z samochodu i zacżeła strzelać do Scara. Z następnego samochodu wyskoczył Armstrong i już się wszystkim zajął. Sky od razu poleciała do chłopaków. Na samym początku zauważyła tylko Eda z rozwaloną ręką. Uklękła przed nim i okryła go swoim wojskowym płaszczem.
- Czy wy zawsze musicie się wpakować w jakąś głupotę?!- po chwili zobaczyła Al'a. pół jego zbroi była zmiażdżona, dotaszczył się do nich na jednej ręce. Przywalił swojemu bratu i zaczęli po sobie wrzeszczeć.
- Popatrz debilu, ręka mi przez ciebie odpadła!- chodziło mu oczywiście o tą, która uderzył Edwarda.- Jak jeszcze raz powiesz, że mam uciekać to ci znowu przywalę!
- A-ale...
- Zamknij się! Jesteśmy braćmi i siedzimy w tym razem!
Po krótkim zastanowieniu, oboje zaczęli się śmiać ze swojej głupoty.
- Rany, ja w ogóle was nie rozumiem...- powiedziała szatynka i także wybuchnęła gromkim śmiechem. Popatrzyli sie na nią oboje po czym z niedowierzaniem powiedzieli chórem
- Obcięłaś włosy!- oboje dostali po łbie.
- Przepraszam bardzo, dopiero teraz to zauważyliście? Przecież już wcześniej mnie widzieliście! Ale no tak, Kamyki, skarbiki i inne pierdoły są ważniejsze!
- Od twoich włosów, tak...- zmroziła go spojrzeniem, dlatego też już nie miał zamiaru się odzywać.
- Ale błagam was, następnym razem nie róbcie takich jazd po roku nieobecności, okej?
Nie obyło się bez kontroli w szpitalu. Edziowi, oprócz uszkodzenia protezy nic się nie stało. Nie mógł jednak użyć alchemii, aby odtworzyć zbroję brata. Wszyscy, którzy zbliżali się do nich podczas akcji, widzieli, że Al w środku jest pusty. Na szczęście, byli tam tylko ludzie Mustanga, którzy już dawno wiedzieli o jego "przypadłości". Bracia musieli jechać do Risenbool, do zaprzyjaźnionej protetyczki, która od początku kalectwa Edzia, usprawniała jego protezy. Jednakże pod wpływem sytuacji w East City, Mustang nie pozwolił im jechać samotnie. został im przydzielony major Armstrong, który pomógł im w walce ze Scarem. Braciom to się nie widziało- czuły i niesamowicie sympatyczny duży facet ze skłonnościami striptizera, to naprawdę niezbyt ciekawy jak na sam początek towarzysz podróży. Dlatego też poprosili Sky o to, aby im towarzyszyła. Oczywiście, dziewczyna zgodziła się.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aqua dnia Wto 22:18, 13 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Nie 20:37, 18 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
- Co Ty sobie wyobrażałeś.?!
Yoko zdenerwowana przechadzała się tam i z powrotem po opuszczonym, trochę przygniłym mieszkaniu.
O tak, idealna kryjówka dla zboczeńca. Tfu, złoczyńcy.
- No sorka no...
- Sorka.? SORKA.??!! Zabiłeś prawie jakiegoś dzieciaka, a teraz tylko sorka.??!!! Scar, litości. - kobieta usiadła na parapecie i założyła nogę na nogę.
Mężczyzna wstał i stanął przed nią. Chciał ją pocałować, ale położyła mu dłoń na ustach i odepchnęła:
- Rozmawialiśmy już na ten temat, myślałam, że wyraziłam się jasno - uśmiechnęła się do niego. Wyciągnęła z kieszeni spodni swój zegarek państwowy i zaklęła pod nosem. - Teraz ja mówię sorka, bo już jestem spóźniona przez twoje idiotyczne wybryki. - zeskoczyła z parapetu i udała się do wyjścia, kopiąc pod drodze zdezelowane już krzesło. Zatrzymała się już przy drzwiach i powiedziała na odchodne - Nie rób tak więcej, bo naprawdę, ciężko mi cię będzie kryć. Mam nadzieję, że to był ostatni raz.
Yoko wyjątkowo się nie spóźniła. Ba, miała jeszcze ponad pół godziny czasu, więc stwierdziła, że pójdzie na chwilę do pobliskiego baru. Otworzyła drzwi i od razu poczuła na sobie spojrzenia wszystkich. No tak, była nowa w tym mieście, niezwykle ładna (nie ma to jak skromność, kociaku), więc stała się atrakcją. Usiadła przy barze i zamówiła drinka. Poprawiła swoją obcisłą, czarną sukienkę i utkwiła zielone spojrzenie w barmanie. Po chwili usłyszała męski głos:
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy wolne.?
- No cóż, jak widać. - zmierzyła go spojrzeniem. Facio, jak facio. Smieszne taki czorne włosy miał i łoczy.
- Jest pani tu nowa, prawda.? - usiadł na miejscu obok.
- Tak, aż tak się rzucam w oczy.? - mruknęła do swojego kieliszka.
- Nietypowa uroda zwraca uwagę ludzi z dobrym gustem. - facio uśmiechnął się. Yoko wywróciła znudzona oczami, dopiła do dna i spojrzała na zegar zawieszony na ścianie.
- Cóż, gadka świetna, muszę przyznać, ale tylko dla jakiś frajerek bez gustu. - rudowłosa poklepała mężczyznę po udzie i zawołała barmana - Te, barman.! Ten pan z dobrym gustem zapłaci.
Sięgnęła do torebki i założyła swoje bransoletki, po czym powoli udała się w stronę drzwi.
- Proszę poczekać... - facio z dobrym gustem ją dogonił. - Czy.. ee... to są koła transmutacji.? - wskazał na jej bransolety.
- A i owszem, gratuluję spostrzegawczości, szeryfie.
- Jesteś Alchemikiem.? - spojrzał na nią zdziwiony.
- Takie to dziwne.?
- Nie, nie... - roześmiał się. - To do zobaczenia w poniedziałek.
Yoko zrobiła zdezorientowaną minę i wyszła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Pon 22:51, 19 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
- Witaj, Winry!- A już miała nadzieję, że nigdy nie zobaczy tej brzydkiej, pyskatej i głupiej dziewczyny. Od samego początku jej nie lubiła, choć widziała ją raptem dwa razy. Za każdym razem popłakała się z jakiegoś błahego powodu, przez co "dzielny" Edziu, musiał ją pocieszać. Głupia, mała smarkula. Choć straciła swoich rodziców dalej nie wie co to znaczy być doświadczonym przez życie. Sky nienawidziła takich ludzi.
Jednakże nie to było najgorsze... Winry ją lubiła...
- Cześć Sky! Oh, przyjechałaś z...- popatrzyła się na pudło, w którym umieszczono Ala i jego kawałki i na Edzia z rozpierdzieloną rączką. Ze złości rzuciła w niego kluczem. Tylko ta jedna czynność radowała Sky- rzucanie w Edzia czym popadnie. Jednak blondi nie trzyma się swoich uczuć. Gdyby ona była na niego wkurzona, to już na maksa i na pewno nic by mu nie pomogło.
- Czyli że niby co, mam ci tą rękę zrobić na jutro?! Pogrzało cię?
- Ale ja ją muszę...- Ed nigdy nie przyznałby się jej że spotkał po drodze jakiegoś lekarza wojennego, który potrafi stworzyć Kamień Filozoficzny. Swoje zapiski zostawił w głównej bibliotece w Centrali. Po prostu genialnie. Choć, jakby się dobrze zastanowić zawsze najciemniej jest pod latarnią. Marcoh dobrze to wykombinował.
- Ah! Nogę też by ci się przydało troszkę powiększyć!- powiedziała Pinako, babcia Winry. Choć była o wiele mniejsza od Eda, uwielbiała go drażnić.- Jednak jeszcze możesz rosnąć, kurduplu...
- Coś powiedziała, mała fasolko??!!!
- Kto tu jest małą fasolką, ty kurduplu!!
Zawsze potrafili wymyślić na siebie nowe i coraz ciekawsze określenia. Edziu bardzo śmiesznie wymachiwał rękami jak się złościł. Dla ciemnowłosej było to dość dziwne uczucie, ale naprawdę tęskniła za tymi dwoma...
- A jak ty tu już z nimi jesteś, to twoją nogę też sprawdzę!
- A-ależ, nie chcę sprawiać kłopotu. A i tak już nie rosnę.- Sky szybko próbowała się wytłumaczyć. Jednakże Pinako była nieugięta, posadziła ją obok Edzia, który siedział w samych slipkach już z wymienioną nogą- dostał jakiegoś starego grata na czas przeróbek.
Na szczęście dziewczyna nie musiała nic robić ze swoim "sprzętem". Jeżeli babcia powiedziała, że wszystko jest okej, to naprawdę musiało być dobrze. Oboje wyszli na podwórze, Gdzie Armstrong położył pudło z Alusiem. Pies już miał dość lizania metalowego przyjaciela, więc teraz wziął się za Edka. Sky usiadła przy jego bracie.
- Co zamierzacie robić przez cały dzionek?- spytał Alphonse- Wiecie, ja się stąd nie ruszę...- zaśmiał się nerwowo i popatrzył na nich.
- Właściwie to mógłbym przejść się na grób Matki...
- To bardzo dobry pomysł, Edziu! Szczególnie że bardzo dawno tam nie byłeś...
- Idziesz ze mną?- zwrócił się do lekko zamyślonej Sky.
- Nie wiem, czy powinnam- spuściła głowę i poczekała na odpowiedź chłopaka. On wziął ją za rękę i pociągnął za sobą, a pies samoistnie poszedł za nimi.
Był od niej niższy. Fakt, chodziła w butach na koturnie, jednakże nawet bez nich, Edek był od niej niższy. Jednakże niewiele mu brakowało. Sky była przekonana, że pewnego dnia ją przerośnie. Ona, na szczęście zatrzymała się na 167 centymetrach...
Dlaczego tak bardzo przejmowała się nim? Może dlatego, że uważał ją za swojego anioła? Ostatni raz widzieli się dwa lata temu. Wtedy był jeszcze dzieciakiem. Ona z resztą też. Bardzo dobrze pamięta dzień, kiedy się poznali. Lecz on na pewno zapamiętał go o wiele lepiej...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Czw 20:03, 29 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Okej, pierwszy dzień z nowymi ludźmi, hura.!
Yoko pewnym krokiem weszła do budynku Centrali. Nucąc pod nosem "bananowy song" spojrzała na plan budynku, szukając wzrokiem pokoju Hughesa. W tym momencie podbiegła do niej jakaś dziewczyna i zaczęła na nią wrzeszczeć:
- Major Kato.?
- A no chyba taaaak... - zastanowiła się przez chwilę Yoko.
- Gdzie pani była, już dwie godziny spóźnienia, myśli pani, że my tu mamy czas tak sobie siedzieć i czekać aż pani łaskawie przyjdzie.?!
- Ale że ja się spóźniłaaam.? - rudowłosa otworzyła szeroko swoje zielone oczy. Spojrzała na swój zegarek i zdziwiła się; miała być w Centrali o dziewiątej, pól godziny zajmuje jej droga. No i na zegarku było w pół do dziewiątej. Tylko pół godziny temu też. Popatrzyła na zegar wiszący na ścianie: parę minut po jedenastej. Eeej, co jest.? - O fpyte. Stanął mi..
- ŻE CO PROSZĘ.? - nie no, ta persona na urlop powinna iść, zdecydowanie za dużo wrzeszczy.
- Zegarek kobieto, zegareeek... - Yoko westchnęła. - To gdzie mam iść.?
- Zaraz cię zaprowadzę ty ^&*&^... Kto ci dal stopień majora w ogóle.?!!
- Prawdę mówiąc, sama się nad tym zastanawiam.. - powiedziała szczerze.
- Major Katooo.? Proszę spojrzeć, to moja śliczna mała córeczkaaaa.!!! - jakiś kolo w ciemnych włosach i okularach na nosie podbiegł do Yoko i zaczął machać zdjęciami jakiegoś małego, śliniącego się stworzenia.
- O tak.. doprawdy... pięknaaa... - mruknęła. - Pan Hughes, jak przypuszczam.?
- Taaa.. ale popatrz, jaka ona tutaj ładna.. ma już ząbeek.!!
- Emm... hmm... - kobieta spojrzała zdezorientowana na dziewczynę stojącą pod oknem, która wyglądała na bardzo znudzoną.I co, tak ma wyglądać jej droga na szczyt.
- Też w sumie mam ząbek. Nawet kilka. - Yoko postukała długim paznokciem w zęby, kiedy otworzyły się drzwi do pokoju i wszedł kolejny kolo, a za nim jakaś dziewoja.
- Siema Hughes!
Dziewoja ta była urody nieprzeciętnie brzydkiej. Zielono - blond tłuste stronki miała spiętę z tyłu głowy w jakieś dziwne, bezkształtne coś, tłusta grzywka opadała jej na brzydkie, tłuste czoło, a jej nos był nieproporcjonalnie duży.
Za to kolo był niezły. Jakieś takie śmieszne miał czarne grabki na głowie, czarne oczka, ładny nos i białą rękawiczkę. Matko, nawet tu słyszeli o tym szalonym alchemiku z Ishvaru, co to nosi białe rękawiczki i śpiewa.? Jackson chyba mu było. Bo dogłębnej analizie kola w białej rękawiczce, Yoko stwierdziła, że jest w bananowej dupie - toż to ten kolo z baru, którego spotkała parę dni temu i nie była dla niego miła.
Zaraz.
Kolo z rękawiczką, czarującym uśmiechem, sexi głosem i blond stronkami w tle.?
Czyżby to był ten słynnym Mustang Płomienny, co to zapałkami się posługiwać nie umie.? Bez jaj.!
- Czy to ta twoja nowa.? - chyba-Mustang wskazał z uśmiechem na Yoko. No i co się cieszysz, baranie.?
- Taaak, paatrz jaka ona łaaadnaaa.!! - Hughes podbiegł do niego i zaczął pokazywać zdjęcia. Madafaka, gdzie ja jestem.?
- Tak, jest prawie tak piękna, jak ty. Pokaż zdjęcia Rzie. Jestem pułkownik Mustang, a ty to pewnie major Kato.?
- Na twoje spedalone kopyta, pewnie, heeej.! - powiedziała uchahana Yoko.
- Że proszę co.?! - pułkownika zatkało.
- Na pana odznaczenia i ordery, oczywiście, heeej.! - pełna powaga.
- ...
- No co.?
- ...
- Haloo.?
- ...
- Jest tu ktooo.?! - Yoko zaczęła pukać w czoło Mustanga, który beznamiętnie na nią patrzył. - Haloooo.?!
- ...
- Co za ludzie.. Dziwne zwyczaje są w tej Centali...
- Też tak uważam. - powiedziała z szerokim usmiechem ta ze stronkami. - Riza Hawkeye, porucznik.
- O... Yoko Kato, major. - Yoko uścisnęła jej rękę. - A już myślałam, że tu są sami mężcżyźni...
- Nie, nie do końca...
Znów otworzyły się drzwi.
Najpierw w nozdrza każdego uderzył ten specyficzny, nieco drażniący zapach. Potem, lekko schylając głowę, wszedł wysoki blondyn, trzymając papierosa w zębach.
- No nie mogę, moja Yokusia w Centrali.!! - wrzasnął, podbiegł do Yoko i ją przytulił (biorąc pod uwagę jej słuszny wzrost, musiał ją również wysoko podnieść).
W tym samym momencie rozległy się pytania:
- Twoją.? - Roy
- Twoją.? - Riza.
- Twoją.? - Yoko.
- Czemu mnie nikt nie przytula.? - Hughes.
Zapanowała niezręczna cisza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Czw 20:55, 29 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
- Na Rany Boskie, co tu się w ogóle dzieje?!- Sky wtaszczyła się do biura z walizką. Była cała mokra- w Centrali zawsze kwiecień jest najbardziej deszczowym miesiącem. Na szczęście wtedy walizki nie były z materiału a z garbowanej skóry- nic nie przemakało. Ale co tu dużo mówić o walizkach! Dziewczyna, wchodząc do pomieszczenia, walnęła Hughesa, który stał przy ścianie, wieszając zdjęcia ze swoją cudowną córką, na biurku siedziała jakaś ruda cizia, już ubrana w mundurek od Roya, który na pewno jej wmówił że to jakaś nowa moda jest. Havoc siedział na parapecie, nogi miał na zewnątrz i machał obydwoma łapkami do kogoś na dole. Całkiem możliwe, iż była to Riza, ponieważ nie było jej w pokoju. Za biurkiem siedział oczywiście nie kto inny jak Roy. Patrzył się na nogi Yoko, która nieświadomie miała dość mocno podwiniętą spódniczkę.
- Sky!! Co ty tu robisz? Już wróciliście?- czarnowłosy zamachnął się i walnął w plecy Havoca, który wypadł z okna. Rudowłosa szybko podniosła się i próbowała dobiec do okna, jednakże zatrzymał ją Roy. chciała mu się wyrwać, jednakże on uspokoił ją i pokazał gdzie wylądował blondyn.
Havoc szybko podniósł się z krzaków dzikiej róży i klnąc zapalił papierosa. Pomachał im, żeby się nie martwili i poszedł w stronę wejścia do budynku.
- Jesteście nienormalni...- teraz Sky miała czas na dogłębne zastanowienie się skąd zna ta rudą osobistość. Widziała ją już kiedyś przy Havocu... Tak, to przecież Yoko!- Yoko, czy to ty?- spytała nie dowierzając.
- O jojku jojku, przecież to Sky!!!- rzuciła się jej na szyję... Nie, to niemożliwe... po prostu obie podbiegły do siebie i przytuliły się.- Aleś ty wyrosła!!
No tak, w tych bucikach Sky była troszkę, ociupinkę wyższa od Yoko, jednakże biorąc pod uwagę to, że ruda miała dwudziesto-centymetrowe szpile... Taaak, była od niej wyższa. Dlaczego ona tak się czepiała tego wzrostu?
- Yoko, nie spodziewałam się, że przyjedziesz do Centrali.- usiadły obie przy jakimś stoliku.
- Przenieśli mnie tu...
- I pracujesz z moim bratem?
- Hughes jest twoim bratem?!- otworzyła szeroko oczy.
- Nie, ten debil za biurkiem...- wyrwało jej się, po czym dostała gumką do gumowania.
- Kto jest głupi ten jest głupi, siostrzyczko.- powiedział, dalej bazgroląc po kartce z językiem na zewnątrz. Jak małe dziecko...
- Mhm... no dobra, ja już muszę spadać... trzymajcie się!- podniosła Hughesa z ziemi i wyszli razem z biura Mustanga.
- A te knypki gdzie są?- spytał przez zęby Roy.
- Ano, plątają się gdzieś, szukając jakiejś biblioteki czy coś... Dostali straż od Armstronga, bo podobno w Centrali dalej jest Scar.
- Bibliotekę główną spalono kilka dni temu... A ty, z racji tego, że Scar jest na wolności, masz mi się z Centrali nie ruszać, zrozumiano?- pomachał jej stanowczo ołówkiem, jednakże zauważył strach w jej oczach. Jak to spalona? Co oni teraz mają zrobić? Wybiegła z budynku, tak szybko jak się dało.
- Tia... wiedziałem, że mnie nie posłucha...- mruknął, podnosząc gumkę z miejsca, w którym przed chwilą stała jego siostra.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Śro 14:44, 11 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
- No ale weź na wstrzymanie...
- Miałaś się nie wtrącać.
- Dobra, dobra. Ale wiesz, masz zachować ostrożność, bo oboje w tym siedzimy. - Yoko stała oparta o brudną ścianę Centrali, bawiła się swoimi włosami i rozmawiała przez telefon. - A właśnie, kiedy moja zapłata.?
- W swoim czasie.
Rozległy się kroki. Kobieta się rozejrzała.
- No, Cindy, to pozdrów ode mnie wszystkich i uważaj na siebie. Trzymaj się z daleka od kłopotów. Pa.! - szybko odłożyła słuchawkę, odwróciła się i zobaczyła przed sobą Hughesa.
- Ładnie to tak sobie urządzać pogaduszki w godzinach pracy, co Majorze, co co cooo.?!
- Hm... - Yoko podrapała się po głowie - Ale ja rozmawiałam z koleżanką, której malutka córka jest chora...
- MALUTKA CÓRKA CHORA.?! Nie może być.!!!!!!!! - facio się zemocjonował - Ma wszystko.? Leki, jedzenie, pieniądzee.?!
- No może trochę ma kryzys z jedzeniem, bo..
- Zostaw to mi.!! Sotję na straży prawa i wszystkim się zajmę.! Możesz nawet dziś wczejśniej wyjść, o taaak.!! Aa... ale pomyślcie nad tym, co robimy z tym sfajczonym budynkiem biblioteki... To czołem.! - Hughes rozpromieniony pobiegł w tylko sobie znanym kierunku.
Rudowłosa wzruszyła ramionami i doszła do wniosku, że ludzie z Amestris są bardziej dziwni. Nie to co ci z... jej rodzinnego kraju.
Udała się do gabinetu Hughesa na drugim piętrze, żeby wziąć dokumenty i zacząć ukochaną robotę papierkową. Weszła do pokoju i jakże wielkie było jej zdumienie oraz obrzydzenie, kiedy zastała pułkownika Mustanga samotnie stojącego przy oknie.
- Wiesz Hughes, tak się zastanawiałem.. Nie możemy mieć zbyt wielkiej pewności do... - obrócił się i zobaczył, że Yoko to Yoko, a nie Hughes. - A to ty majorze.
- No raczej nie inaczej. - kobieta zasalutowała i usiadła przy swoim biurku, szukając dokumentów o zwiększeniu składek na pieczone ciasteczkowe misie, które robiły furorę. Pułkownik oparł dłonie na biurku i nachylił się nad Yoko.
- Ale ja dalej nie rozumiem, czemu wybrałaś sobie na opiekuna Hughesa. Przecież z Twoimi... możliwościami... u mnie dostałabyś znacznie szybciej awans...
- Cóz.. Nawet do Drahmy doszły pogłoski o twoich chorych ambicjach. Nie no, spójrzmy prawdzie w oczy, nie uda Ci się zostać nawet generałem, zbyt wielu masz wrogów, Mustang.
- A co to ma do rzeczy..?
- Widzisz, ja też mam aspiracje, żeby stanąć na czele armii. - kobieta nachyliła się jeszcze bliżej. - A zastanów się... kto ma większe możliwości - ja, czy ty.? Więcej osób chciałoby twojej śmierci, niż awansu. Armia to prawie sami mężczyźni... Myślisz, że wielu z nich będzie w stanie mi odmówić.? - delikatnie rozpięła guzik w swojej koszuli. Spojrzała na minę Roya. - No właśnie, dlatego nie możesz być moim zwierzchnikiem. Zniszczyłbyś moją reputację.
- To dlaczego Hughes.?
- Bo on nikomu nie zagraża. A teraz przepraszam, muszę skończyć to, co zaczęłam. Bo jak wiemy, bez pracy nie ma awansów. - Yoko uśmiechnęła się słodko, puściła oczko do pułkownika i zaczęła sortować papiery.
- Nie no, ja cię kiedyś zabijeee.! Scaaar.! SCAAAAR.!! - rudowłosa szła kanałami Centrali. O tak, wspaniałe, milutkie zapachy, piękne krajobrazy. Ale w sumie on lubi takie mroczne klimaty.
- Nie wrzeszcz tak idiotko.. - zza rogu wyszedł mężczyzna z wielgachną szramą na twarzy.
- Stary.. okulary.? No mógłbyś je sobie w kanałach chociaż darować.
- Masz coś dla mnie.?
- Zrobiłam mały przekręt i masz od Hughesa prezeeent.. Tu masz żarcie, a tu kompana, żeby ci nie było smutnooo.. - Yoko podała mu kosz z jedzeniem oraz maskotkę misia, trzymającego banana.
- Banan...?
- No tak żeby trochę sentymentalnie byłooo.. - kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek. - Ups, już jestem spóźniona. Randka to randka. - przytuliła Scara. - Uważaj na siebie.
- Nie lubię tej zupy. - mruknął Scar, przeglądając zawartość koszyka.
- Jedz. I wymyśl, jak załatwimy Mustanga.
- Aż tak ci się śpieszy.?
- Nawet jeszcze bardziej.
- Ishvarska krew... - Scar uśmiechnął się, zawrócił i poszedł prosto przed siebie. Yoko wyszla z kanału i pobiegła szybko do parku.
Na ławce siedział Havoc, paląc papierosa z niezbyt inteligentną miną.
- Cześć kochanie.. - kobieta usiadła obok niego.
- Cześć.. - pocałował ją w usta. - Fpyte.. Czym ty tak jedziesz.?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Śro 17:09, 11 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
W czasie, kiedy bracia Elric byli pilnowani przez majora Armstronga, Sky nie miała nic do roboty. To się plątała po domu, tu coś naszkrobała, tam oddała papiery. Sprawa ze Scarem mocno ucichła, jednakże wszyscy alchemicy dalej byli chronieni. Na szczęście nuda miała się skończyć! Roy zapowiedział jej powrót dwóch alchemików, których uwielbiała. Nie widzieli się pół roku, a dla jednego z nich...
- Roy, czy Vincent coś mówił ci przez telefon?
- Znaczy że o co ci chodzi?- przechylił głowę, zerkając zza gazety.
- No znaczy się..- poprzewracała troszkę kartek, aby móc się wysłowić- Mówił coś o tym, że mam się do czegoś przygotować albo coś w tym stylu?
- Nie... znaczy się powiedział coś o tym że już dłużej czekać nie będzie i bardzo za tobą tęskni... czy jakieś tam inne pierdoły. Ty myślisz że ja kiedykolwiek go słuchałem?! Nigdy nie byłem za waszym związkiem...
- Roy, nie mieszaj się do tego!
- Kurde, nawet taki Stalowy kurdupel byłby lepszy od tego pedofila!
- On nie jest pedofilem!! Przecież poznaliśmy się jak miałam już 16 lat!!
- Nie, w ogóle nie pedofil... jest młodszy ode mnie o trzy lata. Czy ty widziałaś żebym ja leciał na jakieś smarkule jak ty?
- Tak!- podeszła do niego i poczochrała go po głowie- możesz się o mnie przestać martwić? I nie mieszaj mi się w życie, okej?
Mruknął coś pod nosem. Nagle zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę i po chwili powiedział do Sky:
- No leć do tego swojego Vincenta... już są na dole.- pocałowała go w czoło i szybko wybiegła z budynku. Padał rzęsisty deszcz. Po kilku minutach była już cała mokra. Zauważyła auto stojące na środku ulicy. Podbiegła do niego. Z samochodu wytoczyło się dwóch mężczyzn. Jeden został popchnięty na ulicę. Miał srebrne włosy i ciągle się śmiał. Drugi z poważną miną stanął przy nim i poprawił swoje kruczoczarne włosy.
- Skyyyyyyyyyyyy.....!!!!- wrzasnął Yazoo, tak właśnie miał na imię siedzący na ziemi.- Jak ja cię dawno nie widziałeeeeem!!- wstał i podszedł do dziewczyny.- pogłaskał ją po głowie, poobciągał jej policzki, po czym troszkę oddalił ją od siebie- Rany, dziewczynką to raczej już ciebie nazwać nie można!- faceci to jednak zboczona rasa. Wystarczy mieć mokrą koszulę i wyskoczyć w krótkiej spódniczce, żeby uznano nas za dziwki.- A, no tak, przepraszam.... już cię do niego puszczam- puścił do niej oczko i zszedł na bok. Teraz mogła przyjrzeć się Vincentowi. Jak zwykle zadbany, w mundurze. Jedyną zmianą było to, że zapuścił włosy. Podszedł do niej i ją pocałował.
- D-dawno się nie widzieliśmy, co?- zawsze czuła się przy nim niezręcznie. Próbowała wyrwać się z jego objęć, jednakże on jej na to nie pozwolił. Zarumieniła się. Po chwili popatrzyła w jego krwistoczerwone oczy i po prostu poddała się.
- Urosłaś, Sky... i obcięłaś włosy...- no, nareszcie jakiś facet, który zauważył to od razu.
- Tyyyyy...no rzeczywiście....- Yazoo wepchnął się między nich i pomacał ją po głowie- No po prostu niesamowite....Vinc ma dłuższe włosy od ciebie!!
- Ale to mi wcale nie przeszkadza.- dziewczyna uśmiechnęła się i pociągnęła czarnowłosego za sobą.
Kiedy doszli do wyznaczonego dla niego pokoju, Sky usiadła na jedynym krześle mieszczącym się w tym pomieszczeniu.
- Masz nową protezę?- popatrzyła się na jego lewą rękę. Faktycznie, coś się w niej zmieniło.
- Tak, niedawno musiałem ją wymieniać... Cerber odmówił posłuszeństwa...
- Sam sobie w rękę znowu strzeliłeś, co? Ty to jesteś zdolny- zaśmiała się. Nagle poczuła coś miękkiego na głowie. Rzucił na nią ręcznikiem i kazał się powycierać.
- Przeziębisz się... Ja idę wziąć prysznic, jeśli pozwolisz...- zatrzymała go szarpnięciem za mankiet. Stanęła przed nim. Rozwiązała mu krawat po czym zaczęła rozpinać guziki w jego koszuli. Uśmiechnął się.
W końcu nie widzieli się przez pół roku. Musieli odrobić ten stracony czas.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Pią 23:51, 27 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
Yoko miała mnóstwo pracy. W związku z róznymi dziwnymi zdarzeniami ostatnich dni, Hughes dawał pełno papierkowej (niestety) roboty, sam też ciągle pracował. Nowy nabytek biura - Sheska (Dziewczyna, Która Pamiętała Wszystko) - wyglądała jakby nie spała od paru dni.
Wszystko to było trochę niedorzeczne, bo słyszała od Sky, że przyjechał do Centrali jej brat, a nawet nie miała czasu się z nim spotkać, o Havocu już nie wspominając. Miało to również swoje plusy - jej kontakty z pułkownikiem Mustangiem ograniczyły się do zera. Po ich ostatniej dość głośnej i niecenzuralnej kłótni, Hughes zauważył, że jednak nie wszystko jest takie piękne, jak w jego świecie.
A, właśnie.
Yoko dopiero teraz przypomniało się, że miała zadzwonić do żony podporucznika i powiedzieć o spotkaniu. Wyszła z gabinetu i udała się w strone automatów. Wykręciła szybko numer, wymieniła parę miłych zdań z kobietą i cicho pogwizdując udała się z powrotem do biura.
*2 godziny później*
Ojeeeeeeej... Yoko uwielbiała watę cukrową... Ale skąd jej tyle w gabinecie Hughesa?! NIeważne, kobieta w podskokach udała się w stronę najbliższego wieeelgachnego patyka, z wielkokolorową watą. Śmiala się sama do siebie. Spojrzała pod nogi i ujrzała miękką trawę. Ojeeej.. i motylkiii...
- YOKO! - ktoś mocno ją szturchnął i krzyknęła z przerażenia. Śpiącym wzrokiem spojrzała na lekko rozbawionego gostka z ciemną czupryną i okularkach na nosie. - Śpisz i śpisz... - omiotła wzrokiem biurko i zauważyła opakowanie po dużej tabliczce czekolady. Nie ma to jak cukier przed snem..
- Pieprzone motylki.. - wyrwało się jej.
- Proszę?
- Nie, wymsnęło mi się. Przepraszam, że zasnęłam, po prostu chyba przemę...
- Wiem, wieeem! Ale daję ci dwa dni wolnego! - zawołał ucieszony i puścił jej oczko.
- Jak to?
- No bo mi tu umrzesz zaraz, a podobno twój braciszek kochany jest tutaj. Spotkaj się z nim, odpocznij, kup mojej kochanej córeczce jakiś prezent, bo nie mam czasu... A właśnie, widziałaś może to piękne zdjęcie, gdzie...
- Marszałek! Za panem!! - Yoko pokazała palcem gdzieś w oddali. Mężczyzna odwrócił się szybko, a ona korzystając z czasu, wyszła po angielsku z gabinetu.
Dwa dni wolnego. Za friko.
Bajera.
Następnego dnia umówiła się najpierw z Havociem, a potem na ''rodzinną'' kolację z bratem. Nie widziała jak się do tego ustosunkować, nie widziała się z nim ponad trzy lata, wiele się od tego czasu zmieniło. Nie wiedziała też, po czyjej on jest stronie.
- Tęskniłem... - to było czwarte "tęskniłem", które Havoc zdążył wyszeptać w ucho Yoko w ciągu godziny.
- Jean, widzieliśmy się trzy dni temu, więc nie jest to jakaś wieczność.
- Dla mnie każda sekunda bez ciebie to wieczność... - kobieta nieznacznie jęknęła. Pocałował ją czule i subtelnie, muskając delikatnie jej wargi. Czuła się jak z porcelany. Objął ją ramieniem - Mógłbym tak siedzieć całą wieczność.
- Trochę byśmy się tu wynudzili...
- Nigdy bym się z tobą nie nudził. - Yoko musiała powstrzymać to, że zbierało się jej na wymioty. Była z Havociem ponad półtorej roku. Był dla niej ważny, naprawdę, zabawny, wesoły, ale miał jedną wadę w kontaktach z kobietami - był jakimś cholernym romantykiem, co dla niej nie było niczym fajnym. Pewnie, kiedyś ich związek był na odległoś, spotykali się parę razy w miesiącu; wtedy te banalne teksty uważała za dziecinne, ale jednak urocze. Miły kontrast do tego, jak traktował ją Scar (z którym dochodziło do zbliżeń). Teraz miała tego dosyć.
- Jean.. - powiedziała cicho - idź już.
- Ale czemu..? - w jego głosie zabrzmiał ogromny smutek.
- Bo za chwilę musze spotkać się z Vincentem.
- Ale...
- No, ty masz mnie na co dzień, ja się z nim dawno nie widziałam. - pocałowała go.
- Eh... Już się nie mogę doczekać, kiedy cię znów zobaczę.
- Banał. - uśmiechnęła się. - Widzimy się jutro.
- Za późno... - wstał, pocałował ją w dłoń i poszedł w stronę wyjścia z parku.
Yoko chwilę tak beznamiętnie siedziała na ławce, po czym również wstała i spojrzała na zegarek - jeszcze ponad godzinę do spotkania z Vincentem. Zawiał mocniejszy wiatr, który porwał jej apaszkę. Na szczęście zatrzymała się na pobliskim drzewie. Podeszła do drzewa, wzięła ją do ręki, oparła się jednym bokiem o pień i wpatrywała się w małe jeziorko. Zaczynało się powoli ściemniać, był początek lata, a niebo miało różowo - czerwony odcień. Nagle ktoś koło niej stanął. Odwróciła szybko głowe.
- Mustang?
- We własnej osobie. - powiedział bez żadnego wyrazu, również opierając się o drzewo i wlepiając wzrok w przestrzeń.
- Hm.. mogę wiedzieć, czego ode mnie chcesz?
- Nudzi mi się.
- Aha. - kobieta już miała odejść, kiedy złapał ją za łokieć. - No co?
- Bawicie mnie. - spojrzał z lekkim rozbawieniem na Yoko.
- My?
- Ty i Havoc.
- A to czemu?
- Marnujesz się przy nim.
- ...?
- Wiesz może, co to jest namiętność?
- Co to za pytanie? Oczywiście, że wiem.
- A pasja, pożądanie?
- O co ci chodzi?
- Cóż, jeśli naprawdę wiesz, co to znaczy, na pewno o tym zapomniałaś. Te jego gadki są naprawdę beznadziejne. Kochasz go?
- Tak, ale co to w ogole za pytanie?! Posłuchi..
- No to jak tak długo z nim będziesz, z pewnością kompletnie o tym zapomnisz...
- Mustang, o co ci chodzi?
Podszedł bliżej.
- Po prostu mam cię dość, jesteś zagrożeniem dla mojego szybkiego awansu. Utrudniam ci życie w pracy, teraz czas na prywatność.
- Co, o czym ty...
Gwałtownie nachylił się nad kobietą i oparł swoje dłonie na pniu, na wysokości jej uszu. Ich nosy prawie się stykały. Czuła jego oddech na swoim policzku. Spojrzał jej głęboko w oczy, ziemia zawirowała. Przysunął się jeszcze bliżej. Przeniósł swoje w okolice uszu i szyi, gdzie łaskotał ją oddechem. Delitanie przejechał palcem po jej ramieniu, ze skupieniem obserwując swoją dłoń. Zbliżył swój policzek szepnął jej do ucha:
- Widzisz... nawet cię jeszcze nie dotknąłem, a ty już cala drżysz...
To była prawda, nie mogła tego kontrolować. Straciła panowanie nad zmysłami.
- Teraz sobie zapamiętaj, Kato. Będę cię całował tak, że nigdy tego nie zapomnisz. Będziesz myślała o mnie za każdym razem, gdy ktoś będzie cię całował. Będziesz czuła moje usta za każdym razem. Będziesz tęsknić za moimi wargami. Będziesz wszystkich do mnie porównywać. Jak możesz tworzyć wtedy szczęśliwy związek? - mówiąc to, wsunął jej dloń pod bluzkę i przyciągnął mocno do siebie - Nie myśl, że życzę Havocowi źle.. - zaczął całować jej szyje i ramiona - ale gdy mam do wyboru pracę i przyjaciół, wiadomo, co wybiorę...
Yoko odchodziła już od zmysłów, kiedy Roy zaczął ją całować. Nie były to takie pocałunki, do których przywykła przez ostatni czas. Nie były one delikatne, jak Havoca, ani agresywne jak Scara. Były namiętne, głębokie. Idealne.
Po chwili, mężczyzna odsunął ją od siebie, przeczesał ręką włosy i spojrzał na zegarek.
- No to idę, mam randkę, z kimś PORZĄDNYM. Miłego powrotu do rzeczywistości, Kato. - syknął z niechęcią w jej stronę, poprawił koszulę i odszedł, zostawiając Yoko z bijącym szybko sercem.
Musiała jak najszybciej spotkać się z Havociem, miała jeszcze trochę czasu.
Musi zapomnieć o tym.
Roy miał racje - nie mogła o tym zapomnieć. Był to niewątpliwie problem, Ameryki to on nie odkryl. Lecz nie przewidział również tego, że on sam nie był w stanie wymazać z pamięci smaku ust pewnej rudowłosej kobiety. Dziwne, bo jemu, Bogu-Seksu-Mustangowi-Hej, który był specem od przypadkowych znajomości, nigdy nie zdarzało się coś takiego. Nie mógł się wyzbyć tej cholernej wiewóry.
Więc jest problem.
I to spory.
Shit happens.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Sob 20:22, 28 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
- Jestem gejem…- szepnął chwytając ją za rękę. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Uśmiechnęła się głupio i popatrzyła się na niego tak, jakby go w ogóle nie znała. Jak to gejem? dobierała się do geja?!- Przepraszam że nie powiedziałem ci o tym wcześniej, ale chciałem po prostu… mieć z tobą dobre kontakty…- Zaczął się zapinać. Usiadł na łóżku, na którym przed chwilą mogło dojść do dość nie pożądanych rzeczy, szczególnie że był GEJEM!
- ale przecież…- usiadła obok niego, rozczochrując włosy. Czy to znaczyło że jest jakaś porypana i zakochuje się w ludziach w których nie powinna?
- Hej, spokojnie. Przecież dobrze wiesz, że jesteś normalna. Przepraszam, że cię oszukiwałem, ale ja z Yazoo…- mhm, czyli to Yazoo jest bardziej seksowny…- Po prostu pomyślałem, że szkoda, abyś trafiła na jakiegoś kretyna. Chicałem pokazać ci jak powinien wyglądać prawdziwy związek. A i tak dobrze wiem, że nigdy mnie nie kochałaś. Odkąd cię poznałem, zawsze opowiadałaś o tym chłopaku…
- Co ty opowiadasz? Zawsze cię kochałam… no ale zastanawiając się… Bardziej jak brata niż jako, no wiesz… A ten chłopak nie ma z tym nic wspólnego, rozumiesz?- popatrzyła się na niego z wściekłością. Już nie czuła do niego urazy w związku z tym że ukrywał coś TAKIEGO. Widząc jej poważną minę uśmiechnął się szyderczo. Jednak dalej była małym dzieckiem.
- Jesteś uparta jak twój brat…- powiedział klepiąc ją po plecach.
- A tak w ogóle… czy ty i mój brat…
- nie, przysięgam ci, że nigdy nie tykałem twojego brata. On nie jest w moim guście!
Oboje zaczęli się śmiać. Rozładowało to atmosferę. Sky została u niego w pokoju na noc. Nie dlatego, że chciała udowodnić wszystkim, że właśnie traci dziewictwo, a dlatego, że chciała z nim po prostu porozmawiać. Przegadali całą noc, w dodatku na temat facetów. Na samym początku czuła skrępowanie, jednakże po godzinie poznała wszystkie techniki podrywania facetów przez faceta. Nie wydaje się to śmieszne?
O godzinie siódmej rano dostała telefon z biura Roya. W każdym wojskowym pokoju był telefon, więc nie było problemu, aby się z nią skontaktować, szczególnie jak wróciła do swojego własnego pokoju.
- ŻE CO ZROBILI??!!!!!... Zaraz tam będę!
Ubrała się w mundur, który wymiętoszony położyła na ziemi. Niewyprasowana spódniczka jeszcze bardziej podciągała się jej w górę. Wciąż poprawiając dolną część garderoby, pobiegła do szpitala w którym leżał ten blond debil ze swoim blaszanym bratem, też debilem. Kiedy znalazła salę, na której leżał, w pomieszczeniu był Hughes, Armstrong i Roy. Znów była cała mokra, jednakże nie przejmowała się tym. Podeszła do łóżka Edzia i przyłożyła mu w twarz z pięści.
- Co znowu żeście wymyślili!!!- Popatrzyła na Ala, który siedział obok, patrząc w podłogę. Widocznie coś go mocno gryzło.
- No bo chcieliśmy….- próbował powiedzieć Ed, jednakże przykryła jego usta dłonią.
- Nic mi kochanie nie będziesz tłumaczył… dobiorę się do ciebie jak ci te wszystkie blizny się zrosną…
Hughes i Roy zaczęli się śmiać, po czym musieli iść z powrotem do pracy. Hughes grzecznie poszedł do roboty, a z Royem wiemy co się działo…
- Zaraz przyjedzie Winry…- o rly? pomyślała Sky, zastanawiając się nad zabiciem pewnej osoby.- Wiesz, podczas walki wysiadła mi proteza, no i trzeba ją wezwać.
Czemu ona nie potrafi tak machać tym metalowym cósiem??!!
- Ej, przecież nie musisz mi się tłumaczyć, lubię Winry…
- Hej, mi nie musisz kłamać. Dobrze wiem co ci chodzi po głowie- Oj nie wiesz, Edziu, nie wiesz… Nagle Al. wstał i wyszedł z sali. Sky zupełnie nie wiedziała o co mu chodzi…
Blond kurwiszon przyjechał po godzinie. Widząc uśmiechniętą na siłę Sky, także się uśmiechnęła i od razu wzięła się za robotę. Kiedy Ed rozebrał się do połowy, coś się w niej przełamało. Może Vincu ma rację? Może ona czuje coś do tego knypka?
- Sky, co ci?- dopiero po tym jak to powiedział, leżąc na brzuchu i kładąc swoją prawą rękę w stronę Winry, uświadomiła sobie, że wciąż się na niego gapi. Zakryła twarz ręką. poczuła napływającą krew do policzków.
- Pójdę poszukać Ala…
Poszła na dach budynku. Wystarczyło piętnaście minut, aby coś dziwnego się dziać zaczęło. Nagle na dach wbiegł Al., za nim Ed i zaczęli się łotać jak małe dzieci. Zza drzwi zobaczyła Winry i Hughesa. A ten co tu robi? Chłopcy nagle padli na ziemię i zaczęli między sobą rozmawiać. Kto by pomyślał, że Barry może nagadać takich głupot Alowi. Uśmiechnęła się do obojga i podała im ręce.
- Wstawajcie kretyni… Dobijacie mnie! Nie można zostawić was nawet na kilka minut.
-Ed, tak masz na imię, prawda?- klęczała przed małym dzieckiem, siedzącym na wózku inwalidzkim. Niedawno stracił rękę i nogę, a jego brat całe ciało. Stało się to przez głupotę. Podniosła jego głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. Była tylko dwa lata starsza od tego chłopaka, ale czuła się za niego odpowiedzialna.- Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci to. Musisz tylko znaleźć w sobie siłę, wiesz?- Al., bo tak nazywał się jego brat, patrzył na nią. nie było w tym żadnego wyrazu. Nie zauważyłaby, czy jest smutny czy wesoły. Było to niemożliwe.- Staniesz się najlepszym alchemikiem na świecie, okej? Obiecaj mi to!- podniosła jego lewą rękę i połączyła swój mały palec z jego. Przenikliwe spojrzenie chłopaka, spowodowało, iż dziewczyna zarumieniła się. To było ich pierwsze spotkanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Pią 1:16, 26 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Yoko siedziała na łóżku w swoim pokoju i czytała jakąś idiotyczną książkę o idiocie, który był w idiotycznej armii i chciał zawładnąć całym tym idiotycznym światem. Czysty idiotyzm.
Odłożyła książkę na bok i zaczęłą rozmyślać o różnych śmiesznych i nieśmiesznych sprawach. Zastanawiała się, co by tu zrobić, żeby przedłużyć sobie licencje na Alchemika, bo czas zostawało coraz mniej. Właśnie wtedy, kiedy wpatrywała się w duży palec u nogi, doznała olśnienia - zabije Mustanga!! To jest to! Aż pokiwała głową z uznaniem (tak, jak robią czarne charaktery, ubehehehehe!!!!! zło!). Pogadałaby ze Scarem, uknuli by razem iście szatańską intrygę, a potem opanowali by wszechświat i zamieszkali na księżycu. Idealny plan.
W fantazjowaniu przerwało jej delikatne niczym opadające płatki róż pukanie do drzwi. Po chwili, krokiem pełnym gracji i kocich ruchów, w jej pokoju pojawił się mężczyzna. Ale nie proszę państwa, nie byle jaki mężczyzna. Odziany w obcisły, skórzany kombinezon wyglądał drapieżnie; idealnie wypolerowane buty wojskowe emanowały blaskiem - zupełnie jak jego zęby układające się w idealny uśmiech; miał piękną twarz, a długie, srebrne włosy zmyslowo opadały mu na jego kocie oczy. Jesteście na to gotowi?! Tak, to on! Yazoo!!
- Hej Yoko! - zawołał, prawie podskakując. Podszedł do kobiety i cmoknął ją w oba policzki. - Co tam u ciebie, kochanie?
- Kopę lat! U mnie po staremu... Lepiej opowiadaj co u ciebie! Dalej jesteś z moim bratem? - próbowała ukryć kpiący uśmiech. Ale i tak lubiła tego dziwoląga.
- No pewnie. I wreszcie już powiedział to tej malutkiej siostrzyczce czterokopytnego.. ihaaaa!
- Yazoo, proszę cię..
- No co mam poradzić na to, że mam słabość do brunetów nooo... - założył nogę na nogę i odgarnął kosmyk włosów. - Ale kochanie, jakie ty masz piekne włosy! Widać, że o nie dbasz, nie to co Vincent... tyle razy mu mowilem, zeby sie wreszcie ogarnął, a ten nic...
- Nie przejmuj sie, zawsze był uparty, tacy już są prawdziwi twa...
Dzwi do pokoju się otworzyły i ktoś padł na podłogę. Yoko i Yazoo dosięgnął najpierw ostry zapach wódki. Potem spojrzeli na denata. Nie dajcie się zwieść temu zapachowi, tę czarną burzę włosów każdy zna! Pułkownik Mustang spał sobie zalany w trupa na podłodze Yoko. Jak słodko i romantycznie.
- Ojej. Tożto pułkownik Muuustaaang... - srebrnowłosy szybko wstał i podszedł do denata. - Ojej. I to jeszcze taki pijany.. - dziubnął go delikatnie w bok. Zero reakcji. No heloł, tak to jest jak się dużo pije. - ...pozbawiony świadomości... To ja Yoko go zaprowadze do pokojuuuu... no... to narka!! - pomachał jej uradowany i zaczął podnosić konia, znaczy Roya, z podłogi. Żenujący widok.
Kobieta odmachała mu i zamknęła za nim drzwi. Spojrzała na zegarek i się zamyśliła - jak to jest, że za każdym razem, kiedy spotyka się z Yazoo, zegarek jej staje? Niesamowite, on działa nie tylko na mężczyzn, ale i na zegarki.
Kurde, ale on ma branie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Sob 17:19, 27 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Sky musiała odnaleźć swojego brata. Nie widziała go cały dzień, a tyle miała mu do powiedzenia. Nie było go nawet w pracy, co należało do rzadkości. Pierwszym miejscem, które odwiedziła w poszukiwaniu brata, była knajpa w okolicy Bazy Wojskowej. Barman przyznał, że czarnowłosy był tutaj wczoraj, jednakże dziś go nie widział. Następnie odwiedziła Havoca, który znowu się przeprowadzał. Pomagając mu wnieść kilka pudeł do jego nowego mieszkania, dowiedziała się, że jej jakże wspaniały braciszek zapił się i poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Oczywiście on był razem z nim, jednakże sam miał tak potężnego kaca, że nie mógł dołączyć do poszukiwań. Następna osobą, u której prawdopodobnie mogła znaleźć Mustanga, była Yoko. Dlaczego? Bo to jedyna kobieta, która potrafiłaby zatrzymać go w jednym miejscu i nie pozwolić wyjść po pijaku samemu. A czy poszli gdzieś razem, to już inna sprawa.
- Sky, co ty tu robisz, misiaczku?- misiaczku? No dobra, widocznie była jakaś niewyspana, czy coś…
- Ano szukam swojego brata… widziałaś go może?
- Przecież Yazoo go wziął…
- Jak to Yazoo go wziął?!- wrzasnęła dziewczyna, wiedząc już co mogło się wydarzyć.
- No…- rudowłosa położyła palec na swoich ustach, próbując się zastanowić.- Powiedział mi, że zaopiekuje się nim w swoim mieszkaniu…
***
Roy obudził się z gigantycznym bólem głowy. Jak przez mgłę przypominał sobie ostatnie wydarzenia minionego wieczoru. Było już południe dnia następnego. Próbował wstać, jednakże jego ręce były przywiązane do łóżka na którym spał. Brakowało mu tylko koszuli. Jego nagi tors napinał się, próbując wyrwać ręce z ucisku. Nagle w rogu pokoju zobaczył srebrnowłosego kolegę.
- Nie, błagam, wypuść mnie…- Roy zaczął się śmiać - Ile razy ci mówiłem, że nie jestem tobą zainteresowany…
- hihihihhi!!- Yazoo wydawał dźwięki jak mała dziewczynka, podchodząc do swojej ofiary. Pogłaskał go po czuprynie i pocałował go w czoło. - Jejku, jejku, jaki ty jesteś seksowny, jak się złościsz i napinasz…- mówiąc te słowa, dotykał swoją klatkę piersiową i podnosił wzrok w górę.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Srebrnowłosy szybko podszedł i otworzył, nie spodziewając się dziewczyny. Od razu pobiegła do sypialni mężczyzny i zobaczyła swojego roznegliżowanego brata. Dobra, miał spodnie… ale to i tak był śmieszne.
- Yazoo, obiecałes mi, że go zostawisz w spokoju, powiedziała z uśmiechem, rozwiązując swojego braciszka
-Nie mogłem się powstrzymać, był taki bezbronny!
- Mam nadzieję, że wy nie ten no ten… no wiecie, kurde no!- zaczęła się śmiać, a mężczyzna wraz z nią.
- Nie! Czekałem, aż się obudzi, a ty mi przerwałaś!- powiedział z wyrzutem- No, idźcie sobie już!
Wypchnął ich oboje za drzwi, rzucając Royowi jego koszulę.
- I więcej was mam tu nie widzieć!- drzwi zamknęły się z hukiem. Sąsiadka mężczyzny, patrzyła się na nich jak na jakiś zboczeńców. Szybko weszła do swojego mieszkania i zamknęła się na klucz.
***
- wielkie dzięki, że po mnie przyszłaś...- czarnowłosy trzymał się za głowę i zapinał swoją białą koszulę.- A tak nawiasem, to czemu mnie szukałaś?
- Ponieważ wyjeżdżam z tymi knypkami. nie mają żadnej ochrony, a chcą się pałętać gdzieś na południu kraju. Tam przecież też mogą spotkać Scara.
- Okej, przyznaję Ci rację, ale masz na siebie uważać.- pogroził jej palcem. Uśmiechnęła się radośnie i próbując odejść, przypomniała sobie o ważnej sprawie.
- A właśnie, Hughesa nie ma od wczoraj w pracy. Przecież nie pił z tobą, bo jego córa miała urodziny, prawda?
- Poszukam go, nie martw się...
- Pozdrów go ode mnie!
Szybko ruszyła do Centrali po walizki, po czym pomaszerowała na peron kolejowy, na którym już czekali bracia i głupiutka Winry...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|