|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Wto 20:39, 18 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
No, wszyscy byli we względnie dobrym humorze, bo na dole nie było Bei. Kanita krzątała się po domu i śpiewała coś pod nosem, Shun był szczęśliwy jak nigdy, bo wreszcie puścili jego ukochany program przyrodniczy w telewizji. A Kosho... No tak. Kosho się gdzieś ulotnił, gdzie, tego nikt nie wie. Wcześniej jednak wszedł do pokoju Bei cały zmachany, trzymając w ręce coś podłużnego. Dziewczyna, która rozwiązywała zadania z chemii spojrzała na niego spod swoich rogowych okularów. Ten podszedł tylko bliżej i rzucił zawiniątko na łóżko wampirzycy. Z białego materiału, na pościel wturlała się zakrwawiona katana Beatrix.
- Lucek prosił, żebym ci oddał. - powiedział dziwnym głosem, odwrócił się na pięcie i już chciał wyjść.
- Czekaj... - dziewczyna spojrzała na niego przestraszona. - Rozmawiałeś z nim.?
Kosho się zatrzymał, ale położył rękę na klamce.
- Tak. I nie tylko z nim. - mówiąc to wyszedł zamykając Bei drzwi przed nosem.
Dziewczyna zdjęła okulary, odłożyła je na stoliku i przetarła zmęczone oczy. Westchnęła i oparła się ciężko o drzwi. W tym samym momencie do pokoju wszedł Kurogane. Bea oczywiście straciła równowagę i gdyby nie brat, wywinęłaby cudownego orzełka na dół. Kiedy już stanęła na nogach, poczuła ból w boku. Mimo to uśmiechnęła się i zapytała.
- Co jest.?
- Jesteś potrzebna na dole.. - mruknął chłopak i pociągnął czarnowłosą za rękę na dół. Tam cała rodzina kłóciła się jak i gdzie postawić wielką choinkę. Shun stał nad nią pochylony i z zamkniętymi oczami dotykał igieł drzewa.
- Około trzy lata.. raczej zachodnia część kraju.. sosna...
- Juri.! Nie biegaj po całym domu z łańcuchem na szyi.! - wrzasnęła Kanita.
- Ale ja jestem w baleeciee.. - Juri dobiegła do kominka i zaczęła obwiązywać go złotym łańcuchem choinkowym.
- Ja kurdę ręce od tego umywam.. - mruknęła zniesmaczona Beatrix i poszła na górę. Tam zadzwonił telefon, w którym dziewczyna dowiedziała się, że Walter planuje powrót dopiero na nowy rok i ma nadzieję, że sobie sami jakoś radzimy, i że się nie zabijamy. Bea oczywiście zapewniła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, po czym poszła się przebrać i udała się d o miasta w poszukiwaniu prezentów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Czw 17:40, 20 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
- Troszkę bardziej w lewo...
Shun i Kurogane przesunęli choinkę w lewo.
- O, a teraz do tyłu, do tyłu...tak, tak!! Tam przy kominku...- Juri machała rękami, aby pokazać jak mają to zrobić. Kanita patrzyła się z zaciekawieniem na nowe bombki a Kosho nie był w dobrym humorze.
- Kosho! Co ci??- dziewczyna chyba się przejęła smutną miną brata.
- E...nic...
- To pomóż tym ciołkom...
- Kto tu niby jest ciołkiem!!- Shun puścił choinkę, która nagle zwaliła się na niego.
- Nie no, ja już mam dosyć...Kanitaaaaaa!!!
- Jestem za tobą...
- Łaaaah!!!- dziewczyna przerażona popatrzyła się do tyłu- Weź zrób z nimi coś...ja idę spać...
- Hej, jest dopiero trzecia popołudniu!!
- No to najwyższy czas się wyspać...dzisiaj pełnia, jakbyś nie pamiętał Shun...
Dziewczyna obudziła się o godzinie ósmej. Chyba zamieniła się przez sen, ponieważ drapała się za uchem... Rozciągnęła się porządnie i zeszłą na dół. Choinka była ładnie ubrana. Nie mogła się powstrzymać i obwąchała ją.
- Juri??- Kurogane właśnie schodził ze schodów.
- Woof!!- wilkołak pomerdał ogonkiem i podbiegł do wampira. On siadł na schodach i pogłaskał ją za uchem. Po przemianie strasznie to lubiła. Potem chłopak otworzył jej drzwi, aby mogła iść zapolować na coś razem z Shunem. Kosho nie był w humorze nawet na polowanie, co zdziwiło dziewczynę.
Kurogane też zrobił się głodny, więc poszedł do kuchni. Tam siedziała Bea, która też widocznie nie miała ochoty na świeże jedzenie. Chłopak postanowił z nią pogadać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Śro 19:02, 26 Gru 2007 PRZENIESIONY Śro 19:11, 26 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Była wigilia.
W przeciętnym domu w czasie wigilii cała rodzina siedzi zgromadzona przy jednym stole. W domu panuje rodzinna i przyjemna atmosfera. Wszyscy są dla siebie mili, uprzejmi, nikt nikomu nie dokucza i każdy każdemu pomaga. W końcu to jedyny dzień w roku.
Ale każdy rozsądny człekokształtny zwierz wie, że od reguły zawsze są jakieś wyjątki.
I taką czarną owcą, a raczej czarną rodziną, była rodzina Blacków. Chociaż rodziną też tego nie można było nazwać. Według niektórych, już dawno powinien się tam pojawić pracownik szpitala psychiatrycznego, albo co najmniej pracownik pomocy społecznej.
No bo co to za rodzina. Trzy wampiry. Dwie siostry i ich adoptowany brat, który niedawno zabił własnego brata. Trzy wilkołaki. Dwóch braci i ich siostra. Mieszkają pod dachem tej, która nienawidzi ich rasy, ponieważ jeden z nich spalił dom zapominając wyłączyć piekarnika. No i kot. Kot, który tam jest, ale jednak go nie ma. Nie wiedzieć dlaczego boi się trzech ogromnych psów.
Więc nasza 'rodzina' siedziała w przybranym na święta pokoju. Po środku znajdował się ogromny stół, gdzie leżały talerze. W pomieszczeniu panowała bardzo gęsta atmosfera, ponieważ wszyscy byli przed chwilą świadkami dość ostrej kłótni Beatrix i Juri. Dziewczyny stały obrażone na siebie, a najgorsze było to, że żadna z nich nie za bardzo wiedziała, o co tak naprawdę się posprzeczały.
Kiedy zaczynało się ściemniać, domownicy postanowili zacząć jeść. Jednak Bea ich powstrzymała.
- Ej no.. Głodny jestem... - Kosho odsunął krzesło i usiadł.
- Nie. Nie zaczynamy jeszcze. - wampirzyca podeszła do okna.
- A to czemu.? - Kurogane też już chciał jeść.
- No to chyba logiczne... - Beatrix popatrzyła się na wszystkich, jakby chodziło jej o najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem. - Musimy poczekać na pierwszą gwiazdkę.
No i jak to mawiają uczeni ludzie, na sali zapanowała cisza, lub jak kto woli, na wszystkich spłyną.. nie, nie. Nie Duch Święty, a najprawdziwszy ZONK. Ażeby to dopełnić tę całą niezręczną sytuację, Shun który pił właśnie sok pomarańczowy, z wrażenia przechylił szklankę i oblał sokiem siebie oraz Kanitę.
- E.. to my idziemy umyć ręce. - powiedział chłopak i pociągnął wampirzycę w stronę kuchni.
Wszyscy widzieli, że Bea mówiła to śmiertelnie poważnie i zważając na jej nie najlepszy nastrój, postanowili spokojnie poczekać.
W pewnym momencie usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Po chwili w progu salonu stanął stary, wysoki, mężczyzna. Był odziany w czarny garnitur, płaszcz i biały szal, na którym było widać płatki śniegu. Oczywiście to wszystko było idealnie do siebie dopasowane. Na dłoniach miał czarne, skórzane rękawiczki, a na serdecznym palcu prawej ręki znajdował się ogromny, srebrny pierścień. To była pamiątka po jego zmarłej żonie. Mężczyzna miał siwe włosy rozwiane dookoła głowy i podpierał się na czarnej lasce.
- Co to za wilkołaki panoszą się w moim domu.? - zapytał spokojnym głosem.
- Że co proszę.? - oburzyła się Juri i zmierzyła niezbyt przyjaznym spojrzeniem przybysza. Kurogane zrobił niezbyt zadowoloną minę i utkwił wzrok w mężczyźnie.
- A no tak... - otrzepał śnieg z ramion. - Mogłem się domyślić.
W tym momencie do pokoju weszli Kanita i Shun. Chłopak stanął przed mężczyzną i zapytał:
- A ten tu co.?
- To jest.. - powiedziała cicho Kanita.
- Dzi.. Dziadek.. - Bea jakoś nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- Kto.? - zapytał Kosho obracając głową jak szalony i patrząc po kolei na każdego.
- Dzia...
- Tak właśnie. Jestem dziadkiem tych młodych dam. No.. - spojrzał na Kurogane. - I.. eh.. jego. Amadeusz Gilbert Alucard Stephen William Black. Głowa rodziny Blacków i właściciel tego domu. Miło mi. - uśmiechnął się krzywo i poszedł krok do przodu.
Oczywiście całkiem przypadkowo wbił Shunowi koniec swojej laski do stopy. Niby nic takiego, ale również zupełnym zbiegiem okoliczności końcówka ta, była wykonana ze stopionego, poświęconego krzyża z jednej kaplic w Transylwanii, rodzinnej miejscowości przybysza. Więc każdy przeciętny czytelnik powinien domyślić się, że to nie sprawiało miłego uczucia. Chłopak skrzywił się i zrobił kilka kroków do tyłu.
- A rozumiem... - westchnęła Juri. - Ta tu.. - wskazała głową na Beę. - Ma imię po tobie... Trzeba było tak od razu..
Pan Black podszedł do niej i przejechał dłonią, a raczej pierścionkiem, po jej prawym policzku, zostawiając cudną bliznę.
- Uwielbiam wilkołaki.. A teraz.. Dzieci, pozwólcie chciałbym z wami porozmawiać. Na osobności.
Bea wraz z Kanitą podeszły do mężczyzny, a kiedy ten zobaczył, że Kurogane wstaje z krzesła, powiedział.
- Powiedziałem DZIECI. Nie miałem na myśli bękartów. Więc zostań tam gdzie jesteś. Z wilkołakami.
Zdecydowanie, nie ma to jak rodzinne święta.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yoko. dnia Śro 19:09, 26 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Śro 21:10, 26 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
- Miły pan...-powiedziała Juri trzymając się za policzek.
- Ta...hej, pokaż mi ten policzek...
Kurogane ściągnął jej rękę z rany i ostrożnie, delikatnie przejechał palcem i wyjął z kieszeni gazę.
- Wiedziałeś, że tak będzie??
- Wziąłem to już podczas kłótni między tobą a Beą...myślałem, że krew się poleje...
- No to optymistą jesteś...- dziewczyna zaśmiała się, ale po chwili przestała, ponieważ policzek zaczął ją mocno parzyć.
- Auuu...
- No już, już...
Wampir pocałował ją w policzek i pogłaskał po głowie.
- Jak dziecku, normalnie...- Juri wstała i podeszła do okna. Ona właściwie też była głodna. Czekała na koniec rozmowy starucha z wnuczkami. Jak zostanie na wigilię, to ona nie wytrzyma. Kurogane, znudzony, rozłożył nogi na stole. Co on tam będzie się przejmował jakimś białym obrusem. Kiedy Shun wrócił z łazienki(a troszkę tam siedział), zrobiło się raźniej.
Lecz po chwili wrócił Dziadek i siadł jakby nigdy nic przy stole, a koło niego jego wnuczki. Juri wnerwiła się, odeszła od stołu, ubrała się i wyszła. Kurogane chciał iść za nią, ale Dziadek się odezwał.
- Myślałem, że masz więcej rozumu...Kuro...jak ci tam...żeby zadawać się z takimi...
- Zamknij się ty staruchu!! Mam już tego dość!! Możesz mnie nie utrzymywać!! Ty nawet nie wiesz co się tutaj dzieje, a uważasz się za pana tego domu!!... Spadam stąd...
Ubrał się i pobiegł za Juri.
Dziewczyna, gdy go zobaczyła, nie przejęła się za bardzo. Dalej szła zaśnieżoną ścieżką, przez mały Park. Zamierzała kierować się do lasu, lecz wampir zatrzymał ją i popatrzył jej w oczy.
- Nie przejmuj się...
- On od Bei jest gorszy...nie wiedziałam, że ktoś taki może istnieć...- twarz dziewczyny nie wyrażała żadnych uczuć.
- Ale...
- Wszyscy myślą, że jestem dzieckiem...a za dwa tygodnie kończę 17 lat...
- Ale ja tak nie myślę...
- A to w salonie, to co to było??
- Chcę cię chronić...
- Jakoś tego nie było widać...- oddaliła się od niego, ale on poszedł za nią. Wszystko zdarzyło się nagle. Chwycił ją za rękę, przyciągnął do siebie i zaczął całować. Nie mogła się od niego oderwać. W końcu nawet z tego zrezygnowała. Ręce jej opadły.
Kiedy ją wypuścił, odetchnął i zaczął mówić szeptem.
- Ja cię nie uważam za dziecko, nie traktuję jak dziecka i zrobię dla ciebie wszystko...
- Kuro...
Nie zdążyła nic powiedzieć. Wampir znów ją pocałował, tym razem jeszcze mocniej, tak jakby nie chciał się już nigdy od niej odczepić.
************
Spali w jakimś hotelu. Karta wampira nie została jeszcze zablokowana. Spali w jednym łóżku. Tak było taniej...i wygodniej. Dziewczyna nigdy nie spała tak dobrze jak tej nocy.
- Chyba możemy już wracać do domu...nie będzie tego starucha...- Kurogane wypił jakąś herbatkę.
- No...miejmy nadzieję...a jak nie to...
- To będziesz spała ze mną w pokoju. Nie wiadomo co on robi w nocy.
Dziewczyna zaczerwieniła się.
- No...dobrze...było wygodnie- uśmiechnęła się lekko.
- Najedz się, bo pieszo do naszego domu jest daleko.
"Naszego". Dziewczyna znów zarumieniła się.
Pozbierali się przed południem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mitsu
Drużyna Asafy
Dołączył: 26 Lut 2007
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: a żebym to ja wiedziała
|
Wysłany: Czw 19:15, 27 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Kanita popatrzyła się na Dziadka takim wzrokiem jakby za chwilę miała zemdleć, Bea przygryzła wargi aż jej krew z ust poleciała natomiast sam dziadek chrząknął tylko i powiedział spokojnie... spokojnie ale takim tonem że w salonie momentalie zrobiłą się istna zamrażarka niczym na prawdziwej Syberii, a cała reszta czuła sie jak mrożone ryby. Co gorsza nad nimi stał niedźwiedż, bardzo zły niedźwiedź.
- Ekchem... dziadku to był eeeee... niespodziewany wybuch emocji, taaak bardzo niespodziewany wybuch... no wiesz ten wiek dojrzewania- zaczęła się jąkać Kanita, Amadeusz Gilbert Alucard Stephen William Black popatrzył się na nią swoim powalajacym spojrzeniem, młoda wamiprzyca wcisnęła sie jeszcze głebiej w fotel aby w jakikolwiek sposób stać się jeszcze mniejszą i drobniejszą niż normalnie.
- O..oon się tak normalnie nie zachowuje, znaczy się...eee nigdy sie tak nie zachowuje. Ostatnio tylko miał.... ciężkie dni.. tak ciężkie dniii eee bardzo ciężkie- czarnowłosa czuła ze coraz bardziej się plącze.
-... i tak jakos w..w...wy.. wyszło no- Shun popatrzył sie na nią zdziwiony, Bea analizowała jej wypowiedź starając sie cokolwiek z niej zrozumieć, a sensu w tym nie było żadnego, reszta natomiast siedziała cicho jak trusie.
- Cóż...- zaczął Dziadek cicho przerywajac krępujące milczenie jakie na momet zapadło w pokoju.
- Zawsze wiedziałem ze pół krwi to jednak nie to co cała. Mieszańce zawsze były jakieś... niedorobione. To tak jak z rasowym persem i zwykłym dachowcem, nawet jeśli ma w rodzinie porządne korzenie. Mieszaniec zawsze pozostanie mieszańcem.-
Na sali zapanowałą cisza.
Kanita prawie zniknęła w fotelu Bea nadal siedziała jak siedziała niczym kij by połknęła.
- No ale przecież nie będziemy sie przejmować... mhmm czymś takim. W końcu jest Wigilia, prawda?- dodał z lekkim uśmiechem, LEKKIM i wszyscy ostrożnie ruszyli w stronę stołu pozostawiajac Beę nadal siedzącą na kanapie z kamienną twarzą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Pią 20:17, 28 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
Bea siedziała na kanapie, właściwie sama nie wie ile, dopóki nie usłyszała głosu dziadka.
- Chodź tu. Czemu tak siedzisz.?
- Ja.. - dziewczyna wstała. - Nie jestem głodna. Położyłabym się spać.. - skłoniła głowę w kierunku dziadka. - O ile mogę.
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami i zaczął rozmawiać ze speszoną Kanitą.
Dziewczyna udała się do swojego pokoju i tam szybko zaczęła sprzątać. Musiała usunąć te rzeczy, które mogłyby nie zadowolić dziadka. Te używane przez ludzi, woreczki z krwią do transfuzji (pan Black wolał sam wyssać ją z kogoś).
Po zrobieniu tych czynności poszła wziąć mały prysznic. Po cichu wyszła z pokoju i próbowała się wsłuchać w odgłosy dochodzące z dołu. Jeszcze jedli, to dobrze. Bea nie chciała, żeby jej ktoś przeszkadzał, bo musiała z kimś poważnie porozmawiać.
Kiedy wyszła z łazienki, weszła do swojego pokoju i rozwaliła się na łóżku, szukając w pościeli swojej komórki. Gdy już ją znalazła, wyszukała numer do swojego kuzyna.
- Halooo...? - powiedział głos z drugiej strony. W tle było słychać jakieś głośne basy: pewnie był na jakiejś imprezie.. Ale żeby w wigilię.? - Kto mówiii.?
- Cześć Lucusiu. Tu Bea. - powiedziała wampirzyca jadowitym głosem. Mężczyzna chyba wiedział o co chodzi, bo przez chwilę był cicho, a potem znikł dźwięk basów.
- Co się stało.?
- Oj pytasz... Sam powinieneś wiedzieć.
- Eee... - Lucek grał na czas.
- Wiesz, że każdy... Ja, Kanita, Kuroś.. Po prostu uwieeelbiamy rodzinne święta. A nie ma nic lepszego, niż nasłać naszego kochanego dziadka do mojego domu, gdzie mieszkają WILKOLAKI, co nie.?!! I nawet mi nie wmawiaj, że go nie nasłałeś, bo on nigdy nie przyjeżdża do nas bez zapowiedzi.. Ale za to zawsze jeździ do ciebie... Więc co ty sobie do cholery wyobrażasz.?!
- Ale on mi spalił filię firmy.! - oburzył się Lucek.
- Dziadek ci spalił filię firmy.?!
- Nie.! Ten zapchlony krety..
- Kosho.? Daj spokój...
- Ta... Był u mnie, gadałem z nim, wkurzył się i za dwie godziny dzwonią, że filia co budowałem się spaliła.!
- I co, myślisz, że on by mógł..
- Tak. Tak myślę. Więc nie dziw się, że poinformowałem dziadka, co się u was dzieje. - mówiąc to, Lucek się rozłączył.
Bea rzuciła telefonem Pieron-Wie-Gdzie i zasnęła.
Rano obudził ją.. No cóż. Jako dziewczyna, wolałaby inne, bardziej ee.. no inne sposoby budzenia. Ale niestety dziadek nie zna delikatnych sposobów na budzenie wnuczki. Kiedy już odsłonił zasłony i promienie słońca zaczęły delikatnie drażnić skórę dziewczyny, gdy już dziadek wystarczająco mocno nią potrząsnął, zwlekła się z łóżka. Spojrzała na zegar - była pierwsza po południu.
- Ubierz się przyzwoicie. Idziesz ze mną na zakupy. - powiedział Amadeusz i wyszedł z pokoju.
Beatrix westchnęła. Doskonale wiedziała, co oznacza to przyzwoite.
Zeszła na dół w czarnej, sięgającej kostek sukience. Nigdy jej nie ubierała, no chyba, że była w towarzystwie dziadka. Jej oczy były pomalowane na czarno, usta też. Pan Black nakładał na siebie płaszcz, spojrzał na Beę i mruknął:
- No teraz przynajmniej nie wyglądasz jak jakiś tam człowiek...
W samochodzie dziadek się spytał, jak minęły ostatnie dwa lata.
- Dobrze. Gdyby nie Walter, to było by ciężko...
- A co z mieszańcem.?
- Pomagał. Mi bardzo pomagał.
- W jaki sposób niby.?
- Rozmawiał ze mną.
- Przecież od rozmów masz siostrę.!! - dziadek się oburzył.
- Ale... Nie mogłyśmy się dogadać po śmierci rodziców...
- To nie powód, żeby się zadawać z mieszańcami..
- Przestań ciągle atakować Kurogane.! - krzyknęła Bea, nie wiedząc co robi. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wrzasnęła na dziadka.
- A ty go nie broń. Nie zasługuje na obronę.
- Co ty wiesz... To mój brat.
Reszta popołudnia minęła w ciszy, kilka godzin spędzili w sklepie.
W końcu dziadek oznajmił, że chce wypożyczyć film w wypożyczalni. Tak więc obydwoje się tam udali. Baba za ladą dziwnie patrzyła na wampirzycę i grzecznie spytała, jakiego tytułu szukają.
Gdy już znalazła kasetę z Titaniciem, podała dziewczynie i zapytała:
- Na jakie nazwisko zapisać.?
- Beatrix Black. - odpowiedziała dziewczyna.
- Beatrix Amorina Franchesca Victoria Black. - dodał dziadek. Widząc zaskoczoną minę ekspedientki wtrącił - Wie pani... Jej matka była Hiszpanką.
Sprzedawczyni zamrugała dwa razy i bez słowa zapisała to na kwitku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Sob 12:28, 29 Gru 2007 Temat postu: |
|
|
- Że niby co??
- No polazł z nią gdzieś, nie wiadomo gdzie i jeszcze nie wrócili...- Kanita była ciągle w szoku po przyjeździe dziadka. Była już godzina szósta, a ich dalej nie było. O tej godzinie wrócili do domu Kurogane i Juri.- A tak w ogóle to wy gdzieście się od wczoraj włóczyli??
- Tu i tam...- powiedziała cicho Juri.
- Tam i tu..- dodał wampir uśmiechając się.
- No to żeście mi dużo wytłumaczyli!
- Wystarczająco dużo- chłopak pociągnął za sobą wilkołaka i zniknęli gdzieś na drugim piętrze.
- A więc dziadek dalej tu jest...- weszli do jego pokoju, w którym był straszliwy bajzel. Inaczej się tego nazwać nie dało. Postanowili jak na razie posprzątać tutaj. Tam właściwie było więcej rzeczy sióstr wampira niż jego. Więc wcisnęli wszystko do pokoju Bei. Juri kochała jej w ten sposób robić na złość.
- No to chyba już posprzątane...- powiedziała po godzinie. Nagle usłyszeli otwierające się drzwi wejściowe. To byli oni.
- No to siedzimy w moim pokoju- Kurogane uśmiechnął się i padł na łóżko. Gdyby to było takie łatwe, dziewczyna też spokojnie by się położyła. Ale, że dziadek robi inspekcję w pokojach... Nie wchodził tylko do pokojów wilkołaków. Uważał, że w ten sposób obniży się do ich poziomu. Do pokoju mieszańca jeszcze chciał wejść. Nawet się go tam nie spodziewał. W dodatku w takim towarzystwie. Ale nie dało się tego po nim poznać.
- Oh, widzę że wróciłeś...razem z...
- Mam na imię Juri jakby się kto pytał...- dziewczyna chyba jeszcze nigdy nie była tak bezczelna w stosunku do starszych osób.
- Ah tak...Juri...nie będę...przeszkadzał...- zamknął nawet za sobą drzwi, co niesamowicie zdziwiło chłopaka.
- A temu co się stało??- zapytał Kurogane z niedowierzaniem.
- Po prostu sobie odpuścił...co nie znaczy, że nie najedzie na nas następnym razem...
- Może zmądrzał na stare lata...- powiedział, opadając z powrotem na łóżko.
- Nie byłabym tego taka pewna...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Śro 23:13, 02 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Dziadek poszedł na górę, zostawiając Beę z zakupami. Zdjęła buty, wzięła reklamówki i z trudem weszła z nimi do kuchni. Usiadła zmęczona na krześle i nalała sobie do szklanki soczku. Spojrzała przez okno. Płatki śniegu lekko i wesoło spadały z nieba. Osiadały na szybie i nie topniały. Na szczęście było dosyć zimno.
Beatrix wstała i włożyła szklankę do zlewu. Przy wyjściu z kuchni natknęła się na Kosha. Popatrzył się na dziewczynę i uśmiechnął się głupkowato.
- I to się nazywa klasa.? - mruknął wesoło.
- To się nazywa dziadek.
- Masz coś pod okiem.. - Kosho zbliżył się do dziewczyny i dotknął jej policzka. - Nie dziwię się z takim make-upem.
W tym momencie w progu stanął dziadek, popatrzył się na zaistniałą sytuację i odchrząknął znacząco.
- A ten młody kawaler to...? - jego ton głosu wyrażał lodowatą grzeczność.
- To jest...
- Jestem Kosho. - równie oschle odpowiedział chłopak.
- Beatrix.. pozwól na chwilę. - wampir pociągnął wnuczkę za łokieć do salonu.
- Co się stało.? - dziewczyna nie wiedziała o co chodzi.
- Ja.. - mężczyzna usiadł na fotela. - Uh.. Rozumiem. Wiek dojrzewania, klimakterium, osteoporoza, menopauza...
- E dziadki... - przerwała Bea. - To chyba nie w naszym wieku..
- A możliwe... Ale.. Jestem w stanie zrozumieć to, że jesteście młodzi, nie macie rozumu w głowie.. Przyjmujesz pod dach wilkołaki... Pewnie za parę miesięcy ci przyjdzie... Twój ojciec też miewał dziwne ekscesy. Ale nie rozumiem.. CO DO CHOLERY JASNEJ ROBIA TEEEE WILKOLAKI W TWOIM DOMU.?!!!?!!! - dziadek wrzasnął tak, że pewnie cały dom się zatrząsł.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Pią 21:13, 04 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
- Łiiiii!!!
- Przestań bo upuszczę!!
- Niiieeee!!!
Kurogane trzymał dziewczynę za nogi i machał nią po całym domu.
- Łaaaaa!!
Położył ją w końcu na kanapie, a ona zaczęła się śmiać. Dziadek akurat czytał gazetę w fotelu obok. Patrzył się na nich jak na jakieś ohydne robaki. Oni nie przejmowali się tym za bardzo. Wampir zaczął gilgotać Juri po brzuchu. Zaczęła się śmiać jeszcze głośniej, aż w końcu przeszła w pisk. Dziadek chyba miał dosyć, ale wtedy do salonu weszła Beatrix. Widząc to, oboje pociągnęła do kuchni. Co prawda Juri wziął na ramię Kurogane, waliła go mocno po plecach pięściami, ale jakoś doszli do kuchni.
- Wy go prowokujecie!!!
- Przepraszamy...- powiedzieli razem, gdy czarnowłosy usadowił dziewczynę na ladzie.
- Ej no, ja próbuję coś zrobić, więc przestańcie, okej??
- No dobra...- Juri widać była trochę przygnębiona- To idziemy się uczyć...
I tak też zrobili. Poszli do pokoju wampira. Było tam już trochę rzeczy Juri, ale były poukładane. Widocznie Kosho tu był. A Kosha i Shuna długo wilkołak nie widział. Jak wchodziła do ich pokoju, to uczyli się. Dlatego, Kurogane też wziął się za naukę. Zdawał fizykę, biologię i chemię. No to chyba wiadomo kim chce być.
- Dobra, Czarnulku. Jeżeli rozwiążesz te oto cztery zadania...dostaniesz cukierka...a jeżeli jeszcze zrobisz to zadanie...tooo...
- Dobrze, dobrze ja już wiem co...- chłopak się uśmiechnął i otworzył drzwi.- Lepiej idź na dół i ucz się też... nie mogę się skoncentrować jak tu jesteś...
- Zbok...- dziewczyna zarumieniła się i wyszła z pokoju. Zeszła do kuchni, a tam siedziała dalej Bea popijając mleko. Juri chciała wrzucić do kosza śmieci, ale wampirzyca blokowała jej drogę.
- Zagramy w karty.- powiedziała i wyciągnęła talię.
- Eee...
Juri niestety nie mogła się już wykręcić...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Pią 22:52, 04 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Beatrix siedziała przy stole. na przeciwko niej znajdowała się Juri. Patrzyły co jakiś czas na siebie, trzymając w ręku karty. Grały w pokera i właśnie każda miała odsłonić karty. Wampirzyca od dzieciństwa grała w pokera. Najpierw z ojcem i Kanitą, potem, po jego śmierci, z Kurogane.
- Dobra, - powiedziała - teraz odsłaniamy karty.
Juri położyła swoje na stole uśmiechając się triumfalnie. Miała fula, trzy damy i dwa króle.
- Haha.. No i wygrałam... Mów mi miżdżu... - uśmiechnęła się dziewczyna.
Bea tylko zrobiła smutną minę i westchnęła zawiedziona, podpierając głowę na ręce, w której nie miała kart.
- Uh.. Juri... Kiedy grasz w pokera... Musisz.. - wyłożyła karty na stół: poker. I na dodatek królewski. - Zachować twarz pokerzysty. - wampirzyca wstała. - I robić to z klasą.
- Coś cię chyba...
- Więc ja wygrałam. - przerwała ostro Bea. - Nie możesz iść do kosza.
- To grałyśmy o kosza.?!
- Tak. I to ja go wygrałam. - wampirzyca odwróciła się i przecięła włosami powietrze. Już czarnymi, dziadek nie zniósł blond czupryny dłużej niż jeden dzień.
Zeszła po schodach na dół, do piwnicy. Kiedyś była ona nieużywana, ale że Kosho lubi takie stare i śmierdzące miejsca, wyczyścił stare kanapy, nastroił fortepian i częściowo tam zamieszkał. Początkowo Bea nie zauważyła chłopaka wśród dymu jaki tam był. Siedział przy fortepianie. Jedną ręką grał, a drugą czytał książkę z historii.
- Fajnie się uczysz. - powiedziała dziewczyna i usiadła na kanapie.
- A to ty.. - chłopak zgasił papierosa. - Nie zauważyłem...
- Od kiedy ty palisz.?
- A jakoś tak... Rozładowywuje stres... Co chciałaś.?
- No nic w sumie.
- Co słychać na górze.?
- A... - Bea się uśmiechnęła. - Hmm.. właśnie wygrałam.
- Co.?
- Wszystko.
- Aha. Rozumiem. - powiedział Kosho. Ale jego mina mówiła zupełnie co innego.
- No dobra, a co cię wzięło tak na naukę.?
- No wiesz.. mamy te testy egzaminy czy jak to się nazywa.. Trzeba się nauczyć.
- Kosho... czy ty aby na pewno się dobrze czujesz.?
- Tak. Swoją drogą... - wilkołak usiadł koło dziewczyny. - Przepytasz mnie.?
- Okej, daj zeszyt. - Bea po chwili poczuła, że chłopak odgarnia jej włosy do tyłu. - A to o taką naukę tu chodzi....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yoko. dnia Pią 22:53, 04 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Sob 14:28, 05 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Juri siedziała znudzona w kuchni. Zrobiła już wszystkie zadania, które zadano jej po powrocie do szkoły. Teraz nie miała co robić. Poszła więc do salonu i grzecznie usiadła na kanapie. Dziadek patrzył się na nią, a ona patrzyła się w jeden wybrany punkt na ścianie.
- Hej...dziewczynko...jak się nie mylę...
- Tak?
- Mogłabyś iść na górę? Trochę mi przeszkadzasz...
- Tak, oczywiście, proszę pana...
Wstała, dalej znudzona i poszła do pokoju wampira. Spał. Zrobił wszystkie zadania, które dała mu dziewczyna.
- Kurogane...
- Takkk...- odwrócił się na drugi bok. Nie otworzył oczu. Juri podeszła do niego i położyła się obok. W nocy tak naprawdę nie spali razem. On zawsze siedział na krześle obok, a ona spała spokojnie rozwalona na coałym łóżku, jak to w ogóle było możliwe.
- Pójdźmy gdzieś...
- Okej...
- Tylko się przebiorę...
- Poczekaj..- chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. - Ubierz się na galowo.
- Jak??
- No...wiesz...
Dziewczyna pomaszerowała do swojego pokoju i znalazła swoją sukienkę, której dawno nie ubierała. Sukienka była ciemno złota, plecy było jej widać całe, więc rozpuściła i porządnie rozczesała włosy. Były proste jak drut i sięgały jej do bioder.
Zeszła powoli na dół. Była w szpilkach. Bea powiedziałaby na to brak klasy, ale dla niej to było naprawdę trudne chodzić w czymś takim. Kurogane czekał na nią w garniturze.
- Rany...- patrzył się na nią ciągle. Pomógł jej ubrać kurtkę i delikatnie odciągnął jej włosy na bok. Pocałował ją w szyję i wziął pod rękę.
- Kurogane...jedziemy autem, tak?
- A chciałaś inaczej?
- Nie o to chodzi...musisz mi pomóc wejść...ta sukienka jest do kostek a nie ma żadnego rozcięcia...
Wampir uśmiechnął się tylko i wziął ją na ręce.
- Już cię wsadzam, w takim razie!!
- Ale ostrożnie, heej!!
Kiedy on wsiadł do samochodu, dziewczyna spytała się od razu gdzie jadą i dlaczego się miała tak ubrać.
- Niespodzianka...- powiedział z uśmiechem i odpalił samochód.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Sob 23:27, 05 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Bea myślała co myślała. Trzeba przyznać, że te myśli był NIECO perwersyjne. W sumie, to miała odrobinę racji, bo czego innego się można spodziewać po Koshu. Ale przeżyła zaskoczenie, kiedy chłopak pochylając się nad nią, zdjął jej pająka z ramienia i w ogóle się do niej nie dobierał.
- No to.. - Kosho rozwalił się na drugiej stronie kanapy. - Pytaj.
- Eee... no dobra.. - dziewczyna nie mogła się do tego jakoś zabrać. - Kosho.. Czy ty się dobrze czujesz.?
- Nie narzekam. To pytasz.?
- Wiesz co.. - wampirzyca odłożyła książkę. - Ja.. ja sama muszę się iść pouczyć.
- A, okej.
- I.. - dziewczyna już była przy schodach. - Nie pal. I nie siedź tu ciągle.
Beatrix poszła do salonu, gdzie dalej siedział dziadek. Teraz czytał jakąś książkę.
- Widziałeś Kanitę.? - spytała siadając na przeciwko.
- Nie, gdzieś wyszła. Mieszaniec też, razem z wszarzem.
- O matko..
- Raczej o dziadku. Zwracaj się do mnie z szacunkiem.
- Ah, przepraszam.
Na chwilę zapanowało milczenie.
- Co tu tak śmierdzi.? - spytał dziadek pociągając nosem.
- Eeem... to z piwnicy. - odparła Beatrix.
- Rozumiem. - dziś mężczyzna był wyjątkowo domyślny. - Byłaś na dole.?
- T-taak...
- Aha.
Znów milczenie.
- Dziadku... Czy mogę cię o coś spytać.?
- Już spytałaś. - Amadeusz zamknął książkę i spojrzał na wnuczkę.
- Więc.. jak długo planujesz tu zostać.?
- Tak długo, jak będzie to konieczne. - popatrzył dziewczynie prosto w oczy. To było dla niej jasnym znakiem, że jest w sytuacji podbramkowej i trzeba coś zrobić. Wstała z fotela i udała się do swojego pokoju. Na schodach usłyszała głos dziadka:
- A z tego co widzę, szybko was nie opuszczę. Będę musiał chyba podjąć jakieś działania.
Na schodach wampirzyca wpadła na Shuna, który z burzą na głowie mruczał coś pod nosem i nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna na niego wpadła. Tak to jest, jeśli się w kółko uczy biologii.
Zaczynało się ściemniać, więc Bea poszła się umyć. Po kąpieli udała się do swojego pokoju i zasnęła.
Obudził ją dźwięk komórki. Na szafce nocnej znalazła swoją, ale to nie ona dzwoniła. Poszła w miejsce, z którego dochodził dźwięk. Na biurku leżała komórka Kosha. Wzięła ją do ręki i poszła do pokoju chłopaka, w celu zrobienia mu awantury. Kiedy zastała puste łóżko, zeszła do piwnicy w celu zrobienia jeszcze większej awantury o to, że śpi w takim miejscu.
Lecz gdy stanęła w pomieszczeniu, czystym, przewietrzonym i pustym była zdezorientowana. Od razu pomyślała tylko o jednym. Szybko pobiegła na górę i bez pukania weszła do pokoju dziadka. Tutaj również było puste łóżko. Wampirzyca oparła się o ścianę i wzięła głęboki oddech. Teraz zupełnie nie wiedziała co robić. Znała świetnie swojego dziadka i wolała nie myśleć, co by było gdyby.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yoko. dnia Sob 23:28, 05 Sty 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Wto 22:47, 08 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Czwarta rano. Właśnie trwała narada rodzinna. Kosho był w strasznym stanie, Kurogane patrzył gdzieś w dal, a Kanity i Shuna w ogóle nie było, bo byli zajęci jakąś pracą. Beatrix patrzyła się na każdego. Była wkurzona. Nagle zauważyła, że kogoś małego i najbardziej wkurzającego brakuje.
- Kurogane, gdzie jest Juri??
Wampir popatrzył się na nią z żalem w oczach i zaczął opowiadać.
***
- Przepraszam, ale pani nie wpuścimy...
- Ona jest ze mną...- wtrąciłsię Kurogane i popchnął lekko do przodu Juri, aby przeszła próg restauracji dla wampirów. Usiedli przy oknie z widokiem na ogród.
- Kurogane...
- Co się stało??
- Naprawdę nie musiałeś...ja nie jestem...
- Chciałem ci tylko zrobić przyjemność...
- Dziękuję...
***
- Kurogane omijaj te straszne momenty!!!
- Ej, całe ci mam opowiedzieć, czy nie??!!
- No, dobra dobra...no to co było dalej??
***
Gdy wyszli z restauracji, wampir zaprowadził ją do parku. Tego mniejszego praku. Było zimno, wiał chłodny wiatr. Śnieg już zaczynał padać. Dzięki temu, miezy dzrewami było jasno. Nagle, ktoś przebiegł koło nich. Był to jakiś człowiek. To było widać. Zatrzymał się przed nimi i pokazał za nich. Juri odwróciła się i zobaczyła grupę ludzi. Przed nimi, także pojawiło się ich sporo. Kurogane od razu przygotowałsię do walki. W gorącej wodzie kąpany, jak to później określiła Juri. Nie miał z nimi szans...i przegrał. Wzięli ze sobą dziewczynę. Wrzeszczała głośno za nim, ale zakneblowali jej usta.
On tylko tyle pamięta.
***
- I to było 6 godzin temu.. Nie wiem gdzie ona jest, czy coś jej zrobili...
- Nie mów tak nawet!! Tylko ja jej moge coś robić!!- Wrzasnęła Beatriź wstając ze złości z fotela.- Musimy ją...
Ktoś zadzwoniłdo drzwi. Wampir ruszyłsię powoli w ich stronę i otworzył wolno.
- Co tam, Czarnulku?? Ale tu zimno, mówię ci...- Juri stała na deszczu. O tej godzinie było cieplej niż wieczór. Uśmiechnięta, patrzyła się na wampira, jej sukienka była cała przemoczona, a miejscami nosiła ślady błota. Nie zdąrzyła nawet dokończyć zdania. Kurogane chwycił ją i podniósł szybko. Wsadził głowę między jej piersi i tak stał przez kilka sekund. Ona chciała się wyrwać.
- Ty żyjesz... Jesteś taka...ciepła...słyszę bicie twojego serca...- Po sprawdzeniu tętna, opuścił ją niżej, aby jej głowa była na poziomie jego. Przytuliła się do niego. Było jej strasznie zimno. Zeszła z chłopaka. On szedł za nią, krok w krok. Juri weszła do salonu, zdjęła z kanapy sweter Beatrix i wycierając się w niego, okryła się.
- Ja wiedziałam, że wreszcie ktoś mnie wkurzy jeszcze bardziej niż Kosho...- mruknęła wampirzyca i wyrwała brudny sweter z rąk dziewczyny.
Gdy już spokojnie usiedli na kanapie (Juri siedziała na wampirze), wilkołak opowiedział im, co tak naprawdę się stało.
***
Nie widziała, gdzie ją ciągną. Mówili tylko, że chcą wyeliminowac wszystkie wampiry i wilkołaki. Po kilku minutach, zdjęli jej opaskę z oczu. Była w jakiejś piwnicy. Smierdziało tam winem. Przed nią był okrągły stół. Zanim siedział jakiś mężczyzna.
- Wiesz co tu robisz?
- Ukryta kamera, nie??
- Nie!- wrzasnął waląc w stół pięścią. Juri od razu odechciało się żartów. Za nią stały dwie osoby z pistoletami.
- Jakie macie w tym kulki?
- Żelazne...
- Aha...- dziewczyna już chciała się śmiac, ale powstrzymała się. Nagle zaczęła mówić poważnym głosem- Widze, że macie tu karty...zróbmy tak. Jeżeli wygram, puścicie mnie, a jeżeli nie, nafaszerujecie mnie żelaztwem.
I ta wersja i ta wersja odpowiadała Juri, ale wolała ta mniej bolesną, dlatego też wykorzystała lekcję Beatrix.
Grali w pokera. Juri próbowała grac z klasą. Ciągle miała minę pokerzysty, choć nie było jej łatwo. Wygrała.
- No, to panowie, dowidze...
- Hej!!- facet zatrzymał ją- To ja tu mam ostatnie słowo...
***
- No, a że byłam głodna, a jutro jest pełnia...to tak trochę mi szkoda było tego mięska...więc zawołałam koleżanki...i ja już nie chcę kolacji...
- To dlatego masz taką potarganą kieckę?- Kurogane pociągnął ją za jeden ze szwów.
- Tia...ale było smacznie...
Bea miała naprawdę dziwną minę. Kosho już spał. Nikt mu się nie dziwił. Wszyscy uspokoili się i po godzinie poszli spać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Śro 15:59, 09 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Bea obudziła się dość szybko. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, ze Kurogane i Juri już się gdzieś ulotnili. Przeciągnęła się i spojrzała w bok - Kosho nadal spał. Jej wzrok spoczął na jego porozcinanej twarzy. Teraz już w stu procentach podjęła decyzję. Wstała, udała się do pokoju dziadka, gdzie zaczęła pakować jego rzeczy. Mężczyzny nadal nie było w domu. Ostrożnie przytargała torbę na dół, żeby nie obudzić nikogo. Wróciła z powrotem do salonu, usiadła obok wilkołaka i oparła głowę na jego ramieniu. Gdy tak siedziała, zauważyła, że chłopak ledwo oddycha. Zauważyła wielką, bordową plamę na jego czerwonej bluzie. Zaraz, to była buza Kurogane, która wisiała w przedpokoju. Szybko ją rozpięła i zobaczyła całą, zakrwawioną koszulę, którą również rozpięła. Na brzuchu praktycznie nie było widać żadnych ran, bo wszędzie była zakrzepnięta już krew. Dużo krwi. W tym momencie ktoś wszedł do domu. Bea czuła, jak wzrasta w niej gniew. Udała się do przedpokoju i zobaczyła dziadka, który ściąga zakrwawiony płaszcz i wiesza go na wieszaku. Mężczyzna nie miał żadnej najmniejszej rany, więc nie była to jego krew. Spojrzał na wnuczkę i mruknął:
- Dzień dobry Beatrix. Zmęczony jestem... - spojrzał na walizkę stojącą obok niego i podniósł wzrok na dziewczynę. Ta stała ze spuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami.
- Wynoś się. - powiedziała cicho.
- Jesteś pewna tego co mówisz.? Wiesz jakie będą tego konsekwencje..
- Powiedziałam już: WYNOCHA. - wycedziła przez zęby.
- No cóż... - Amadeusz z powrotem nałożył płaszcz. Wziął walizkę i zamykając drzwi dodał - Musisz sobie teraz poradzić sama Be... Nie... Już nie jesteś moją wnuczką. Do widzenia, panienko Black.
Beatrix stała tak jeszcze przez chwilę, po czym udała się do łazienki po bandaże i wodę. Wróciła do Kosha i zaczęła przemywać jego rany. Po chwili chłopak się obudził.
- Śpij... - powiedziała wampirzyca.
- Zostaw mnie. - odparł Kosho.
- Co.?
- Zostaw mnie....
- Co ty wygadujesz... - Bea chciała dotknąć ręcznikiem jego twarzy, ale Kosho odepchnął jej rękę.
- Zostaw mnie.! - chłopak prawie warknął.
Wampirzyca klęczała tak przez chwilę i wpatrywała się w niego. Następnie wstała, poszła do kuchni, wzięła do ręki największy garnek jaki znalazła, metalową chochelkę i zaczęła nią walić w garnek.
- CHOLOOOTA.! NA DOOOL.! ZEBRANIE FAMILII.! WSZYSCY NA DOOOOOL.! - wrzeszczała swoim, trzeba przyznać, donośnym głosem.
Po chwili wszyscy się zjawili: zaspana Kanita, ciągle ziewający Shun, Kurogane i Juri, którzy na dal mieli na sobie te eleganckie ciuchy.
- Ej no... Już nawet kiedy jest wolne wampir nie może sobie pospać... - mruknęła Kanita rozwalając się na fotelu.
- Co się stało.? - spytał Kurogane, biorąc Juri na kolana.
Bea usiadła koło już w miarę opatrzonego Kosha. Nie spał, ale nadal miał zamknięte oczy.
- No więc... Jest.. - zaczęła dziewczyna. - Pewien problem...
- Co znowu.? - zapytała Juri.
- Pewnie każdy z was wie, że utrzymuje nas dziadek. Przesyła kasę, najwięcej mi bo mam zajmować sie domem... - Shun i Kanita zaczęli się śmiać, ale Bea puściła to mimo uszu i kontynuowała - I z tej kasy żyjemy. I dobrze nam się żyje..
- Ale po co to mówisz, skoro to wiemy.? - spytał Kuroś.
- Bo... jego utrzymywanie mnie... nas.. właśnie dobiegło końca.
- Jak to.?! - oburzyły się równocześnie Kanita i Juri.
- Mówiąc delikatnie.. Wypi****liłam go z naszego domu.
Na chwilę zapanowała cisza. Shun przestał bawić się nitkami wystającymi z fotela, Kanita wyglądała jakby dostała metalowym prętem w głowę, Juri dostała wytrzeszczu oczu, Kurogane zmarszczył czoło, a Kosho podniósł głowę i spojrzał na wampirzycę.
- Mogłaś mi powiedzieć. - mruknęła w końcu Kanita.
- Jeeeeest.! - ucieszyła się w tym samym momencie Juri.
- Ale.. Dlaczego.? - zapytał Kurogane.
- Dlatego. - Beatrix wskazała dłonią na Kosha. Głowa Juri wędrowała ciągle od Kosha do Bei, od Bei do Kosha.
- Aha. - wreszcie powiedział Shun. - I co teraz zamierzasz zrobić.?
- A to jest świetne pytanie.. - potwierdziła Kanita i spojrzała na siostrę. - No słuchamy.
- Więc... trzeba pójść do pracy...
- O nie.. - mruknęła Juri z dezaprobatą.
- Ale tylko te najstarsze osoby...
- Jest.!
- Czyli Kurogane, Kosho i Shun...
- Buuu...
- Wtedy jakoś damy radę. Aha, no i trzeba zmniejszyć pensję Walterowi jak już wróci.
Znów zapanowało milczenie.
- Zaraz.. - pomyślała Kanita. - A co z tobą.?
- J-ja.? - zająknęła się Bea. - Jaa... jaaa.... hm.. będę pilnować domu.!
Teraz wszyscy popatrzyli na nią jak na kretynkę.
- Przepraszam bardzo... - zaczął srebrnowłosy. - Ale od czego macie Waltera.?
- Egh... No dobra. Niech wam będzie. Pójdę do pracy. A teraz... Wszyscy do łóżka marsz.!
- Tak jest.! - zasalutowała Juri ciągnąc Kurogane za rękę.
- Do ODDZIELNYCH łóżek, Juri. - powiedziała Bea, na co wilkołak odwrócił się i pokazał jej język.
Jak już wszyscy się ulotnili, wampirzyca podeszła do Kosha.
- Jak się czujesz.? - spytała.
- Wyjdź. Chcę spać.
Dziewczyna odwróciła się bez słowa, wzięła płaszcz, ubrała buty i wyszła z domu. Szła przed siebie, aż w końcu doszła do pustego parku, gdzie usiadła na ławce. I jakoś nie miała zamiaru wracać szybko do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Pią 18:17, 11 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Juri leżała w swoim pokoju. Nie miała zamiaru nigdzie się ruszać. Ale ciągnęło ją. wiadomo gdzie. On miał łóżko twarde, a to było jak siano. Ale co tam. Jeszcze Bea jej przyłoży. Lepiej nie wychodzić. Nagle przypomniała sobie coś ważnego. Wyskoczyła z łóżka i pobiegła do pokoju wampira. Zepchnęła go z łóżka. Trzasnął o podłogę. Mruknął coś, ale się nie obudził. Spał w dżinsach i jakiejś bluzie.
- Że ci tak wygodnie...boże...KUROGANE WSTAWAJ TY CIOLE!!!
Stanęła mu na dłoni i od razu się obudził...Po kilku minutach, kiedy ręka była mniej obolała, chłopak spytał się o co chodzi.
- No jak to nie wiesz?? Jutro sylwester jest!!
- No okej...i co w tym takiego??
- Przyjedzie...
- Kto przyjedzie?
-...ON...
Ten "ON" spowodował u dziewczyny bezsenność. Chciała zostać w pokoju chłopaka, bo nie miała siły na przejście, ale on zaniósł ją do łóżka. Całą noc myślała o tym, kto przyjedzie. Tylko, że Kurogane nie wiedział, że to nie jest przerażająca osoba, choc mogło się mu tak wydawać. O tym dowiedział się dopiero rano.
***
Ktoś zadzwonił Juri powiedziała wszystko braciom. Oni też wyglądali na przerażonych. Dziewczyna szybko otworzyła i rzuciła się na osobą stojącą w drzwiach.
- Wujeeeek!!!
- Że niby kto?- Kurogane mruknął do Shuna
- Wujek Alex...ten, który ma naszą kasę i jest naszym prawnym opiekunem.
Pan Alex był duży. A nawet bardzo. Miał jasne wąsy, a jedynymi włosami jakie miał, była "antenka". Mężczyzna wkroczył do mieszkania.
- Co się stało z waszym domem?? Jest doszczętnie spalony!!
- Oj wujaszku!!- Dziewczyna dalej wisiała mu na szyi. - nie czepiaj się!!
Bea, Kanita i Kurogane mięli w tym momencie bardzo dziwne miny. Jak można powiedzieć "nie czepiaj się" kiedy rodzina pyta się dlaczego dom jest spalony.
- Ale, oczywiście, za tydzień będzie już odbudowany!
Teraz nie wiadomo dlaczego wszyscy się załamali. Nawet Beatrix, co było rzadkością.
- A teraz przedstawcie mi te miłe... wampirki!!
Pierwsza podeszła Beatrix.
- To jest Beatrix, najbardziej wkurzająca osob...
Dziewczyna dostała w łep i od razu poprawiła się
- Dziewczyna Kosha.- odpowiedziała wampirzyca
- Że co??
- A właśnie to!!
Później to samo stało się z Kanitą.
- To jest Kanita. I wiesz ona coś tam kręci z...
- Z nikim nie kręcę!!!- Kanita szybko przywitała się i poszła do salonu.
Na samym końcu przywitał się Kurogane.
- Wujku, to jest Kurogane...mój chłopak...- ostatnie słowa wypowiedziała szeptem, ale mężczyzna i tak to usłyszał.
Wampir nie był wyższy od wujka. Uścisnęli sobie dłonie.
- Widzę, że masz krzepę!! Za chwilkę powalczymy, tylko wypijemy herbatkę...
Wujek poszedł za wszystkimi do salonu. Tylko Kurogane i Juri zostali w przedpokoju.
- Walczyć??
- A no bo wujek tak ma...podobno z naszym tata też walczył, jak się okazało, że mama jest z nim zaręczona...
- To z Beą też będzie walczył??
- Z Beą to w szachy najwyżej...Kurogane...- popatrzyła na niego- Uważaj na siebie bo on naprawdę jest silny.
- Widać...ale spokojnie...poradzę sobie jakoś.
***
- Złamane dwa żebra, ręka prawa w trzech miejscach, a z noga to nie wiem co się stało...- mruczał Shun patrząc na ledwo żyjącego wampira. Leżał na łóżku, a wokół niego wszyscy stali. Juri stała za Beatrix, która jako jedyna siedziała przy swoim bracie.- Zagoi się gdzieś tak za dwanaście godzin... ale cały dzień nie możesz robić nic gwałtownego. Nic nie podnoś, nie przytulaj, nie ciągnij...w każdym razie, nic nie rób z Juri i swoim mieczem.
Dziewczyna została wyciągnięta z pokoju przez wujka Alexa.
- Przepraszam, że aż tak go...
- Ee tam...nic nie szkodzi...raz dwa mu się to wszystko zagoi...- ale dziewczyna i tak wyglądała na smutną.- przegrał z tobą...czyli, że...
- Oj nie nie nie...twój ojciec przegrał po piętnastu minutach!! On wytrzymał pół godziny! Nigdy nie walczyłem tak długo.
Dziewczynę zdziwiły wyjaśnienia wujka.
- To znaczy, że??
- Jeszcze przyjedzie wasz chrzestny i ...
- O boże...
- A jutro gram w szachy z tą panną!
Juri przytuliła wujka i teraz zaczęła się przejmować przyjazdem chrzestnego...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|