|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Czw 23:18, 13 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
*Miesiąc później.*
Zaczęły pojawiać się pierwsze przymrozki. Niebo coraz szybciej pokrywało się aksamitnym błękitem, wiatr wkraczał na ulice Miasta. Młoda kobieta, o długich, blond włosach stała na zboczu wzgórza i rozmyślała. Chciała w pewien sposób odpocząć od planowania wszystkiego. Jej loki falowały nerwowo na wietrze.
Nagle usłyszała za sobą kroki. Szybko się się odwróciła i instynktownie chwyciła za rewolwer, naładowany srebrny pociskami, który znajdował się w jej kieszeni. Rozejrzała się badawczo, lecz nikogo nie zauważyła. Znów wbiła wzrok w miejsce, gdzie patrzyła się wcześniej - duży, szary dwór położony na sąsiednim wzgórzu.
Kiedy ona rozmyślała, jak zapewnić bezpieczeństwo wszystkim mieszkańcom, wysoki mężczyzna, z oliwkową cerą, siedział na drzewie. Miał ją na celowniku. Odrzucił do tyłu kosmyk czarnych loków, opadających mu wiecznie na oczy. Wycelował dokładnie w tętnicę, co nie było proste, bo zasłaniały mu jej blond włosy. Wziął głęboki oddech i na bezdechu pociągnął za spust.
Jej ciało runęło na ziemię.
*W tym samym czasie, około kilometra na północ*
- Kurogane, tobie wiecznie coś nie pasuje. - stwierdziła Bea, mieszając swoją kawę i siadając na przeciwko brata.
- Beatrix, to nie chodzi o to, że mi nie pasuje. Ale ty go miesiąc. Miesiąc.! Uważasz, że możesz mu aż w takim stopniu ufać.?
- Zrozum, że on jest po naszej stronie.! On jako człowiek walczy z nimi, z rządem.! A po za tym... ktoś musiałby być totalnym idiotą, żeby się nie zorientować się, że nasz dom nie jest domem zwykłych ludzi.
- Dobra, rób sobie co chcesz. Tylko mam nadzieję, że masz całą sytuację pod kontrolą.
- Oczywiście. - cmoknęła wampira w policzek, wzięła kawę i poszła do salonu. Po chwili jednak wróciła. - Co Kosho robi u nas w salonie.?
- Śpi.?
- Kurogane...
- No co, wiesz, że nie ma gdzie mieszkać...
- Kurogane...
- Ale Shun kazał mu się usamodzielniać, a znów go wyrzucili z pracy...
- KUROGANE...
- No dobra, powiem mu, żeby tu nie nocował.
Rozległo się nerwowe pukanie do drzwi wejściowych oraz jęczenie zaspanego Kosha. Walter otworzy i do środka wbiegł zaaferowany chłopak.
- Raul, już jesteś.? - zapytała wampirzyca, kiedy mężczyzna podszedł do niej i pocałował ją w policzek. - Co się stało, czemu jesteś taki blady.?
- Ta wasza... ta... ochroniarka..
- Integra.? - zapytał Kurogane, stając w progu.
- Ona... ona nie żyje.
Zapanowało milczenie.
Z salonu wyszedł Kosho i dopinał guziki koszuli. Już nie był zaspany.
- Integra nie żyje.? - zapytał; rozejrzał się po zszokowanych Kurogane i Beatrix - Gdzie ją znalazłeś.?
- Tam, na wzgórzu...
- Chodź Bea - Kosho chwycił ją za rękę, ale szybko puścił, widząc minę Raula. - Musimy ją znaleźć.
- Ja nie chcę.... - powiedziała zdezorientowana dziewczyna.
- Ale Bea, ona miała...
- Zostaw ją, jeśli nie chce iść. - powiedział lodowatym tonem hiszpan.
Znów na chwilę zapanowało milczenie.
- Zadzwonię do Juri i Shuna i ich powiadomię. A ty idź do niej. Dolecę do ciebie. - mruknął Kurogane mijając Kosha, który zamienił się szybko w czarnego wilka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Czw 0:11, 15 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Yuri siedziała w kuchni przygotowując obiad dla Shuna. Nie jadł w lesie tylko dlatego, że nie mógł znieść widoku głodujących wiewiórek, w dodatku tylko przez jego niedosyt. Zrobiła mu jajecznicę- taką o jaka prosił dzisiaj rano. Nagle poczuła straszliwy odór.
- Od razu idź się umyć!!- wrzasnęła w ogrodzie, tak aby jej głos rozniósł się po lesie. Od pewnego czasu jej węch bardzo mocno się wyostrzył. To znaczyło, że jest już dorosła fizycznie i może założyć swoją własna rodzinę. Tak właśnie było w tradycji wilkołaków. Czy Kurogane o tym wiedział, proponując jej tak szybko małżeństwo? To było całkiem możliwe. Mężczyzna wiedział wiele o wszystkich rasach na tej ziemi, co czasami bardzo dziewczynę dziwiło. Skąd na przykład wiedział, że wilkołakom trafia się okres tylko w czasie pełni (wtedy, gdy na pewno są w normalnej formie). A to nie jest taki zwykły okres, bo to dzień później dopiero zaczyna się owulacja. Dziewczyny ukrywają to bardzo dyskretnie, a tu ci taki Kuroś przyjdzie i powie, że masz okres. I to jeszcze przed tym, jak się z nim zaczynasz spotykać i mówisz mu o takich sprawach. Shun przyszedł piętnaście minut po tym, jak został wywołany z lasu. Od razu skierował się do łazienki, widząc zatkany nos siostry.
- Nie moja wina, ze po drodze teren się zmienia. Jedna kupa więcej nie robi różnicy...- Juri uśmiechnęła się, mieszając jajecznicę, po czym skręcając ja i nakładając na talerz. Po chwili zadzwonił telefon. Juri powycierała ręce w szmatkę i szybko go odebrała.
- Tak słucham?- usłyszała swój ukochany głos po czym spytała- Co się stało? Dzisiaj przecież nie byliśmy umówieni...
- Integra została zamordowana.- wilkołak nie odzywał się przez kilka chwil.
- Już tam idziemy.- odłożyła słuchawkę i szybko pobiegła na górę po brata.- Shun, musimy lecieć do domu Bei- rzuciła mu czyste ubrania i czekała aż wyjdzie z łazienki.
- a po co? muszę zaraz dokończyć badania! Dzisiaj jest ważny dzień w stadzie wiewiórek!
- Nie ma na to czasu!!- pociągnęła go za rękę prosto do samochodu czekającego na wjeździe.
Niestety, samochód nie odpalił. Musieli iść całą drogę pieszo. Pod sklepem, zatrzymali się tylko po to, aby Shun mógł sprawdzić coś ekonomicznego. Cokolwiek miało to znaczyć. W tym czasie Juri porozmawiała ze Sklepowymi Dziadkami. Byli oni wilkołakiem i wampirem. Bardzo ciekawe połączenie jak na ich wiek i ich lata.
- Ta dzisiejsza młodzież to jest straszna!- wrzasnął wampir.- Związki z wilkołakami? Rozumiem przyjaźń! rozumiem odpisywanie zadań, czy co wy tam macie! Ale miłość? Widziałaś dziewczynko kiedyś, żebym ja był z tą włochatą zdziadziałą kulką?
Juri zachichotała.
- Nie jestem jeszcze taki zdziadziały! Dalej mogę cię pogryźć.
- Chyba swoją sztuczną szczęką!!
Dziewczyna cały czas się uśmiechała i sł€chała jak to było w dawnych czasach. Na szczęście Shun szybko wrócił ze sklepu. Szli dalej ścieżką w górę. Tam znajdowała się posiadłość rodziny Blacków. Żeby przejść przez sam ogród przedni, trzeba było poświęcić jakieś 20 minut. dla wilkołaka był to czas około 5 minut. Kiedy weszli do przedpokoju, Kurosia i Kosha już dawno nie było. Przywitała ich Bea z bladym uśmiechem. Całe szczęście, że była jeszcze w stanie się uśmiechać. Wilkołak nie za bardzo ją lubił, ale z uwagi na brata i chłopaka, musiała się do niej jakoś przyzwyczaić. Po chwili dopiero zauważyła Hiszpana stojącego u progu. Od początku wiedziała, że jego zapach jest inny. To na pewno nie był człowiek.
Wampirzyca od razu przeszła do rzeczy. Shun słuchał jej uważnie, jak to miał w zwyczaju, od razu podsuwając pewne wyjścia z sytuacji. Juri poczuła coś od Hiszpana. Zaczęła się powoli do niego zbliżać. Nagle jej oczy rozszerzyły się. Popatrzyła na brata i zaczęła machać za plecami Raula pokazując bardzo widocznie na niego. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę, ale Shun już wiedział o co chodzi siostrze. On tez to czuł.
***
Kosho dotarł do wzgórza pierwszy. Obwąchał wszystko dokładnie(nosz kurde inaczej się powiedzieć nie da xD ). Wyczuł dokładnie to samo co Juri. Wiedział kto jest mordercą. Całe szczęście, że on nie wiedział, że jego rodzina to wilkołaki. W dodatku dzieci najlepszych śledczych. W porównaniu do nosa normalnego wilkołaka, który ma 5 milionów gruczołów węchowych, oni mięli ich 8. Tak zwane mutanty wśród mutantów. To było coś w stylu wyróżnienia jak u rodziny wampirów.
- Kurogane, wracaj do domu.
- Coś wyczułeś?
- Szybko!!- wrzasnął czarnowłosy po czym szybko zamienił się w wilcza postać, aby przemieszczać się jeszcze szybciej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aqua dnia Pią 22:50, 16 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Sob 0:15, 17 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Siedzieli w salonie. Bea zajęła miejsce na kanapie, zaraz obok Shuna. Na przeciwko, w fotelu, przysłuchiwał się im Raul. Juri krążyła po pokoju pociągając. Nosem. Nagle stanęła, jak wryta i jej oczy szeroko się otworzyły. Spojrzała szybko na brata i zaczęła żywo gestykulować. Bea natychmiast to zauważyła.
- Jeśli natychmiast się nie uspokoisz, to naprawdę nie ręczę za siebie. - szepnęła tak cicho, jak tylko się dało. Ale oczywiście na tyle głośno, by usłyszała to Juri. Beatrix nadal nie patrzyła na wilkołaka, tylko bardziej była zajęta dłońmi, na swoich kolanach. - Juri, proszę, pomożesz mi przynieść jedzenie z kuchni.? - powiedziała słodkim głosem.
Obie poszły do kuchni w milczeniu.
- Co ty sobie wyobrażasz.? - wilkołak z trudem powstrzymał krzyk.
- O co ci chodzi.?
- Ty dobrze wiesz, o co... - w połowie zdania przerwał jej huk otwierających się drzwi. - To Kurogane. - syknęła Juri, wymijając kobietę.
- Beatrix.. Raul faktycznie miał racje... Jej ciało.. jest całe.. zmasakrowane... Udało nam się znaleźć to - wyciągnął rękę, w której było małe pudełeczko zamknięte na kłódkę - Bea... Tak mi przykro.. - brat przytulił siostrę, kiedy zobaczył jej wyraz twarzy.
- Gdzie Kosho.? - zapytała Juri.
- Wiesz, że on.. biegnie.. wolniej ode mnie. - mruknął Kurogane.
Zapanowała chwila ciszy.
- To co robimy.? - zapytał Shun.
- Na pewno musimy zadzwonić do Kanity, ale po konkursie. Lepiej, żeby... nie stresowała się.
Bea dobrze rozumiała, że Kurogane nie chciał narażać swojej najmłodszej siostry na niebezpieczeństwo. W Warszawie była bezpieczniejsza. Tam była z nią Victoria.
- Potem, uważam, że powinniśmy.. - zaczął kontynuować Kurogane.
- Cisza. Mam dość tego wszystkiego. Muszę iść na spacer. - powiedziała Beatrix stanowczym tonem, chwyciła Raula za rękę i poprowadziła w stronę wyjścia. Wzięła ze sobą płaszcz i torbę, która była wypełniona czymś po brzegi. - Chodź, Raul. Wrócimy później.
Kiedy oddalali się w stronę lasu, Bea wychwyciła kilka słów, które padły z ust Juri: jędza, podstęp, niebezpieczeństwo. Uśmiechnęła się do swoich myśli i przytuliła się do Hiszpana. Ten tylko chwycił ją w talii i razem zagłębili się w gąszcz drzew.
- Nigdy tędy nie szliśmy. Jesteś pewna, że znasz drogę.? - zapytał mężczyzna.
- Raul, ja się tutaj wychowałam. Oczywiście, że znam drogę.
Szli juz tak piętnaście minut i oddalali się na południe. Zbliżali się do ścieżki, na którą jednak nie wieszli, tylko skręcili w lewo. Wampirzyca powiedziała, że idą na polanę. Ona sama nasłuchiwała. Kiedy usłyszała, że ktoś w oddali nuci dla Elizy, zakaszlała głośno dwa razy.
- Chyba zaczynam łapać przeziębienie. - mruknęła do Raula i uśmiechnęła się.
Zza drzew wyłoniła się polana.
- Faktycznie piękna. - mruknął latynos, bez cienia zainteresowania.
- Prawda.? Jest taka niezwykła, kryje w sobie tyle niespodzianek. Nie uważasz, Kosho.? - Bea miała utkwiony wzrok w Raulu, kiedy po jej prawej stronie pojawił się Kosho.
- Ależ oczywiście. Ile niespodzianek kryje ten las. Popatrz, Raul - oparł swoją dłoń na jego ramieniu, jakby byli dobrymi przyjaciółmi. Wskazał palcem przed siebie. - Tam jest wielka jaskinia. W sumie, ciężko się do niej dostać, przed wejściem stoi wielki głaz, ale ojciec Bei przewidział, że ktoś taki jak ja, czy Bea, da sobie z tym radę. - wilkołak mówił w bardzo kulturalny sposób, ale ton jego głosu był lodowaty.
- Doprawdy.? Nigdy mi nie mówiłaś o tym. - Raul uśmiechnął się krzywo. Emocje wzięły nad nim górę.
Trwało to ułamek sekundy: Bea szybko założyła mu opaskę na oczy, Kosho szybko związał mu dłonie ołowianym sznurkiem (na szczęście ubrał wcześniej rękawiczki) i uderzył go w skroń grubym prętem.
- Dobra, pośpieszmy się. - mruknął i oboje pobiegli w stronę, którą przed chwilą pokazywał Kosho Raulowi.
*15 minut później*
- Jesteś pewny, że nie kłamał.? - zapytała Bea, grzebiąc pośpiesznie w torbie.
- Tak mi się wydaje. Odchodził od zmysłów, nikt nie kłamie w takim momencie.
- Słuchaj, nie możesz tam.. - zaczeła wampirzyca.
- Bea. - Kosho podszedł do niej i musnął jej policzek ustami. - Muszę.
Spojrzała na niego smutnym wzrokiem i szybko wykręciła numer na swojej komórce.
- Halo.? - odezwał się głos pod drugiej stronie.
- Cześć Juri, tu Bea. Mam pytanie natury osobistej.
- No wal.
- Czy... Jak... Kogo można zamienić w wampira.?
- A czemu pytasz.? - Juri była zdziwiona.
- Nikt mi o tym nigdy nie mówił. Myślałam, że może ty będziesz coś wiedziała przez mojego brata.
- No cóż.. Najlepiej to wessać czyjąś krew, a potem dać mu się napić. Jakoś tak to szło.
- A czy wszystkich mogę zamienić w wampira.?
- Co masz na myśli.?
Wampirzyca zamilkła.
- O nie.. - oburzyła się Juri - Nie zrobisz tego mojemu bratu. Nie zabijesz go.!!
- Ale nie rozumiesz, że.. on.. ty.. wy kiedyś umrzecie... - Beatrix spojrzała na Kosha, który zwijał się ze śmiechu, słuchając tej rozmowy. - A ja tego nie chcę - dodała melodramatycznym tonem.
- Nie zrobisz tego.!! Chyba nie chcesz zabić kogoś, kogo kochasz.?!
Zamilkłam, żeby powstała teatralna cisza.
- Nie. - szepnęłam. - Wyjeżdżam. Nie mogę sobie tego wszystkiego w głowie poukładać.
- Nawet nie tknij Kosha. A czemu wyjeżdżasz.? Bez ciebie, to jak bez 5 koła u wozu...
- Dzięki. Jest jeszcze jedna sprawa.
- Ale nie wyjeżdżaj.... Otwórz przed Koshem serceee... On cie na pewno loffcia... ciągle papla o tym ,jak pachniesz... chociaż dla mnie to nie jest przyjemny zapach... ale...
- Przepraszam.
- Za co.?
- Za twoich braci. Obu.
- Co zrobiłaś Koshowi.?
- Złamałam mu serce. - powiedziała łamiącym się głosem. - Uważaj na siebie.
- Ale Bea..
- Słuchaj, jest koło Ciebie Kurogane.?
- Taaa.. Już ci go daje. - znów chwila milczenia. - Co jest siostra.?
- Kurogane, jest koło ciebie Juri.? - spytała rzeczowym tonem.
- Nie. Co jest grane.?
- Po naszej rozmowie wyrzuć ten telefon.
- O co chodzi, Beatrix.?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Nie 21:01, 18 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
- Jak się zamienia w wampira?- podjęła temat Bea- Wiesz, dziadek mi tego nigdy nie chciał powiedzieć, a ty zazwyczaj wiesz takie pierdoły.
- Tak jak mówiła Juri. Musisz ugryźć swoją ofiarę i dać jej potem swoją krew do wypicia. Ją też próbowałem gryźć, ale nie miałem odwagi wypić z niej całej krwi. A tak właśnie trzeba postąpić w przypadku istot żywych, do których wilkołaki także się zaliczają.
- Brat, przerażasz mnie. Mówisz jak belfry.
- Inaczej tego nie da się wytłumaczyć.
- A skąd wiesz tyle rzeczy?
- Czyta się to i owo... na przykład jest taka książka jak kamasutra...
-Dobra, dobra... Wiesz, że przez najbliższe 50 lat będę słuchać o jakimkolwiek waszym kontakcie fizycznym z obrzydzeniem. Potem chyba mi przejdzie.
- To był żart Beuś...
- Od kiedy to ty żartujesz?- w jej głosie można było znaleźć nutkę zdziwienia.
- Ty mi lepiej powiedz o co ci tak naprawdę chodzi. Prócz tego, że chcesz zamienić Kosha w jednego z nas. Coś mi się wydaję, że Juri się nie ucieszy... Nie próbuj tego na nim robić... nie wiadomo czy to się powiedzie.
- Możemy spróbować na Juri. Fakt, że jest silniejsza ode mnie i szybsza, ale z twoją pomocą.
- JA...- wrzasnął bardzo głośno ale po chwili uciszył się, aby wilkołak ich nie usłyszał.- Nie zamierzam ci pomagać w czymś takim. Nie pozwolę ci na to, rozumiesz?!
- Weź wyluzuj! Nie mam zamiaru pić jej obrzydliwej krwi. Przez ciebie teraz mi się chce wymiotować...Myślisz, że darowałaby mi drugiego brata?
- Nie.
- Dzięki, tylko tyle chciałam wiedzieć. Jeszcze jedno. Pozbyliśmy się z Koshem Raula. Niech Juri się o tym nie dowie. Pamiętasz tą jaskinie za lasem na polanie? Tam gdzie mi bajki o potworach opowiadałeś...
- To nie były bajki... Co wyście znowu wymyślili? Juri mówiła mi, że było od niego czuć krew Integry...mam go pilnować czy po prostu...
- Nie, jest nam potrzebny. My pojedziemy do Watykanu.
- GDZIE!!?? Jadę z wami! Nie pozwolę sobie...
- Wiesz, że cię kocham braciszku?
- Eh, nie mydl mi oczu. Będziecie bezpieczni?
- Tak. Mamy informacje od Raula. Jesteśmy o krok do przodu. Będzie wszystko dobrze. Miej oko na Wszystkich.. Nawet na Juri. Nie... szczególnie na nią. Jak coś wyczuje to ma się z miejsca nie ruszać... A Kosho mówi że jak coś jej się stanie to ci nogi z dupy powyrywa, rozumiesz?
- Trzymajcie się i nie zderzcie się z Andersonem...
- Uważaj na siebie i sprawdzaj czy nie ma agentów z Watykanu. Pilnuj też Raula. Do zobaczenia.
- Trzymaj się.
Kurogane rozłączył się ze swoją siostrą i szybko zgniótł komórkę jakby to był papierek po gumie do żucia. Wrzucił ją do ogniska i patrzył jak rozpływa się w wysokiej temperaturze. Juri na pewno poszła już do domu wraz z Shunem. Teraz trzeba się zająć dwoma pogrzebami. To przecież Integra miała im powiedzieć, że dziadek umarł...
***
Dwa dni później
Juri nie wiedziała zupełnie co się dzieje w domu Blacków. Od dwóch dni Kurogane nie odbierał swojej komórki, a kiedy dzwoniła na domowy odbierali jacyś dziwni faceci mówiąc, że jest bardzo zajęty jakąś pracą. Na pewno chodziło o pogrzeb, ale bez przesady. Mógłby odebrać chociaż telefon. Dziewczyna postanowiła go odwiedzić. Gdy doszła do posiadłości zobaczyła dwa helikoptery, przy tym kupę luda, a słychać było tylko wrzaski i nawoływania. Przez okno dostać się nie mogła, ponieważ Kurogane miał okna od strony ogrodu. Było już dobrze po dwudziestej, czyli ciemno i zimno. Musiała więc podejść normalnie do drzwi.
- Stój!- zagrzmiał głos jednego z żołnierzy z Hellsinga.- Kim jesteś i co tu robisz?
- Chciałam tylko...
- Jak się nazywasz!!
Wkurzyła się na "bramkarza" i wrzasnęła najgłośniej jak tylko mogła.
- Jestem Juri Black!! I jeżeli mnie zaraz nie wpuścisz, twoja kariera skończy się na moim talerzu!!- przerażony mężczyzna przełknął głośno ślinę, jak na zwykłego człowieka przystało, i wpuścił ją do środka. Od razu pobiegła do pokoju chłopaka, który też był obstawiony dwoma osobami. Pozwolili jej wejść. Zamknęła za sobą drzwi na klucz, żeby nikt im nie przeszkadzał. Odwróciła się w stronę okna. W pokoju było ciemno. Tylko blask księżyca rozjaśniał marmurowe ściany. Kurogane siedział na wewnętrznym parapecie. Jedna noga zwisała mu bezwładnie, a na drugiej opierał kieliszek z czerwonym winem. Nóżka kieliszka była zawinięta stalową nicią przypominającą bluszcz. Kurogane obracał kieliszkiem, powodując zmianę koloru szkła na jasnoczerwony.
- Myślałam, że nie lubisz wina.- Nie odwrócił się w jej stronę. Dobrze wiedział o jej odwiedzinach. Prędzej czy później i tak by do niego przyszła.
- Bea mnie do tego przekonała. Jest to nawet dobre...
- Jesteś jakiś smutny...- podeszła do niego i oparła się o parapet. - Coś się stało.
- Nie jadłem od trzech dni, kiedy to Beatrix pokonała mnie w czasie polowania. Coś mi ostatnio nie idzie...
- Myślałam, że raczej chodzi o pogrzeby... Użyczyć ci krwi?- podeszła bliżej i oparła się o jego ramiona. Odsłoniła szyję i czekała na wbicie jego kłów. Przytulił ją do siebie i polizał po szyi. To było bardzo dziwne uczucie. przed ukąszeniem nigdy czegoś takiego nie robił.
- Masz strasznie miękką skórę...- Zaczął rozpinać jej koszulę. Miała ją od niego. Była zapinana z tyłu, więc Kurogane nie miał żadnych problemów.- Mogę ci ją poplamić, czego naprawdę nie chcę.- Wbił się powoli w jej szyję. Trwało to dosłownie kilka minut, ale wyczerpało ją całkowicie.
- Kurogane, przestań.- oderwała się od niego- Chcesz mnie zabić?
Powycierał się we własny rękaw i zaprzeczył.
- Po prostu nie mogę się opanować, jeśli chodzi o twoją krew...
Została z nim cała noc. W domu i tak nie miała co robić. Wyrzucono wszystkie wampiry i wilkołaki ze szkoły, tylko dlatego, że właśnie nimi są. Zaczęła się prawdziwa wojna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aqua dnia Nie 22:28, 18 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Pon 21:39, 19 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
- Chyba śnisz... - powiedział Kosho.
Stali właśnie w ubikacji dla personelu na lotnisku w Rzymie przed brzydkim, brudnym lustrem. Bea poprawiała sobie perukę na głowie. Krótkie, blond włosy sterczały jej na wszystkie strony.
- Ja tego w życiu nie ubiorę. - powtórzył się po raz setny mężczyzna.
- No to ja ci to założę. - wyszarpała mu z rąk jego perukę i szybko mu ją włożyła. Po chwili, dookoła jego twarzy było pełno brązowych dreadów, sięgających pasa. - Teraz ubierz to. - rzuciła mu do rąk tobołek, w zielonymi hawajkami, koszulą w różowe kwiatki i zółtymi japonkami. Sama miała na sobie potarganą sukienkę w duże kwiaty, która ciągnęła się za nią po ziemi.
- Czyli teraz nazywam się Samuel Sun.? - zapytał Kosho z rozbawieniem, patrząc na swój dowód osobisty. - Głupszego nazwiska nie mogłaś wynaleźć.?
- Nie czepiaj się, nie było czasu. Ja też nie mam lepiej. - Bea ubrała fioletowe okulary przeciwsłoneczne i pomachała dowodem Gertrudy Melbourne. - Dobra, czyli wszystko mówisz ty, żeby nie zobaczyli moich ząbków. Daj swoje ubrania. - wzięła je od niego i schowała do wielkiej torby. - Teraz siedź cicho na chwilę... Okej, nikt nie idzie. Wychodzimy.
Oboje wyszli z ubikacji i udali się w stronę wyjścia z lotniska. Bea skręciła w najbliższą uliczkę, wrzuciła do kosza na śmieci wór z ubraniami i szybko go podpaliła.
*2 godziny później*
- Nie, reszty nie trzeba. - mruknął Kosho do kierowcy taksówki i wręczył mu plik banknotów.
- Okej. Na następnej przecznicy znajduje się hotel. - powiedziała wampirzyca, zerkając na GPS. - Pójdziesz tam i zarezerwujesz penthouse. Oczywiście zameldujesz się tylko ty. Jak już się tam znajdziesz, odczekasz 15 minut i przyjdziesz po mnie do recepcji. A, i zadzwoń do mnie, jak będziesz już schodził. A kiedy coś...
- Beatrix, wałkowaliśmy to już setki razy. Będzie dobrze. - cmoknął ją w policzek i szybko przeszedł na drugą stronę ulicy.
Kobieta udała się do pobliskiej kawiarni i zamówiła sobie mocne espresso.
Znajdowali się teraz w małej miejscowości Malvagio, oddalonej od Watykanu o dwadzieścia kilometrów. Nie bez przyczyny się tu byli - pchanie się prosto do epicentrum wroga nie jest najlepszym pomysłem. Przynajmniej teraz. Ponieważ Bea, to Bea. Ona już miała obmyśloną strategię działania.
Rozległ się dźwięk telefonu.
- Już możesz. - usłyszała znajomy głos, który od razu się rozłączył.
Szybko wyszła z kawiarni, zostawiając pieniądze na stoliku.
Wyszła na ulicę, minęła księgarnię i skręciła w prawo. Przeszła na drugą stronę ulicy i weszła do wielkiego hotelu.
Z każdej strony otaczał ją marmur. Na ścianach ten w kolorze piasku, na podłodze w odcieniu ciemnej zieleni. Po prawej stronie znajdował się wielki łuk, za którym była restauracja, a w głębi można było ujrzeć bar. Na samym końcu hallu ciągnęła się długa, biała lada, na której było kilka złotych telefonów, przez które rozmawiały recepcjonistki. Po środku piętrzyła się winda. A tuż przed wejściem wampirzyca ujrzała znajomą twarz, palącą papierosa.
Szybko wyminęła grupkę Włochów, którzy widocznie o coś się kłócili i podeszła do Kosha.
- Załatwione.? - zapytała.
- Pewnie, wskakuj. - przytrzymał jej drzwiczki do windy i przydeptał niedopałek butem (o ile można tak nazwać japonki).
- Nie robili żadnych problemów.? - Beatrix położyła swoją torbę obok wielkiej kanapy. Ich apartament miał trzy pokoje, dwie łazienki i niewielką kuchnię do dyspozycji. Coś w sam raz na planowanie walki z wampirami.
Taa. Jasne.
- Nie, tylko upewniali się parę razy, czy aby na pewno JA chcę zameldować się w TYM apartamencie. - roześmiał się Kosho i od razu podszedł do barku. Kobieta zauważyła już opróżnioną butelkę whiskey. - Widzę, że nie traciłeś czasu przez te piętnaście minut - wskazała ją głową.
- No wiesz, jakieś rozrywki trzeba sobie zapewnić...
- Dobra. Ja idę się wykąpać. Proszę cię, nie wypij wszystkiego co tu jest, zanim przyjdę, ok.?
Bea udała się do jednej z łazienek, zdjęła perukę, napuściła wody do wanny i szybko do niej weszła. Kiedy się wykąpała, przeczesała palcami swoje wilgotne loki, które zaczęły już sięgać pasa, założyła na siebie hotelowy szlafrok i poszła do pokoju.
Kosho siedział przy stoliku do kawy, oparty o zagłówek krzesła. Kobieta usiadła na przeciwko.
- Wiesz co, w sumie to nie rozumiem, po co my się tu zatrzymujemy.? - zapytał wilkołak.
- Popatrz. Sam mówiłeś, że Raul codziennie się kontaktował z Watykanem, tak.?
- No.
- Więc jak zauważą przerwę, zaczną coś podejrzewać. Jeśli ukrywalibyśmy się w jakiś melinach, o wiele łatwiej byłoby nas znaleźć. Bo oni spodziewają się raczej czegoś takiego. A teraz możemy śmiać się z ich głupoty. Jesteśmy tuż pod ich nosem, a oni nas nie znajdą. - Bea uśmiechnęła się pod nosem.
- Okej, rozumiem. - Kosho zapalił papierosa.
Na chwilę zapanowała cisza.
- Za dwie godziny powinniśmy wyjść. - powiedziała wampirzyca, zerkając na zegarek.
- Też tak mi się wydaje. Chyba zadzwonię do tych na dolę i powiem, żeby mi trochę żarcia przysłali. - podniósł się i podszedł do telefonu - Dobry wieczór, tutaj K.. Samuel Sun, chciałbym prosić...
Beatrix patrzyła na niego zamyślona. Zaczęła się zastanawiać, co właściwie do niego czuje. Kochała go, to było jasne. Ale czy chciała być z nim.? Z kimś tak nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym. Przekrzywiła głowę na bok. Zauważyła, że rysy jego twarzy się zmieniły, wyostrzyły, zrobiły się bardziej męskie. Mięśnie miał cały czas spięte, tak, jakby czekał, aż ktoś go zaatakuje. Jego zachowanie też uległo zmianie. Stał się spokojniejszy i bardziej zrównoważony. Nawet teraz, kłócąc się recepcjonistką o to, czy stek ma być krwisty, zdawał się być mniej narwany, niż kiedyś. Może wreszcie wydoroślał.?
- Uh, przyślą kogoś za pół godziny. - powiedział uradowany, zachrypniętym głosem. Skąd Kosho ma chrypę.?
No tak.
Alkohol i papierosy robią swoje.
- To dobrze. - kobieta odwzajemniła uśmiech i poszła do barku. Wyciągnęła z niego butelkę wina, sprawnie otworzyła i pociągnęła duży łyk z butelki. Podeszła do dużego okna i spojrzała na zachodzące słońce.
- A może... - poczuła na swojej szyi dym papierosowy - Zajęlibyśmy się czymś innym.? - Kosho wyjął jej z ręki butelkę i postawił na parapecie. Odgarnął jej włosy z karku, przesuwając ustami po policzkach, twarzy, szyi.
- Wiesz co mi się teraz przypomniało.? - powiedziała cicho wampirzyca, odchylając głowę w bok i zamykając oczy. Kosho tylko wydał z siebie coś na wzór mruknięcia. Bea oderwała się od niego i spojrzała mu prosto w oczy, zarzucając ręce na jego szyję. - To, jak pierwszy raz mnie zraniłeś. Pamiętasz.?
- Bea, o co ci...
- Wtedy, na Rysiance, jak mieliśmy po piętnaście lat, pamiętasz.? I kiedy pierwszy raz.. to zrobiliśmy. I kiedy na drugi dzień dowiedziałam się przypadkiem od twojego brata, że masz już dziewczynę. Pamiętasz.? - wilkołak pokiwał tylko głową - Wtedy pierwszy raz cię znienawidziłam. Potem, kiedy rzucałeś kolejne swoje dziewczyny i dowiedziałam się, kim jesteś, nienawidziłam cię jeszcze bardziej. Kiedy mnie zostawiałeś, jak już byliśmy razem, wtedy też cię nienawidziłam.
- Aż cud, że jeszcze żyję.. - mruknął pod nosem.
- Racja. A wiesz czemu.? Czemu tu stoję i rozmawiam z tobą, mimo, że moja nienawiść do ciebie jest ogromna.? Bo jest jedna rzecz, jedno uczucie, które przerasta moją nienawiść do ciebie.
- Litość.?
- Nie. Po prostu za bardzo cię kocham. I.. nie wyobrażam sobie, żebyś nie był częścią mojego życia. Nawet, jak będziesz największym wrogiem, będę cię kochać. - Kosha zatkało, Bea uśmiechnęła się pod nosem - Pamiętasz to pytanie, które mi zadałeś w samolocie? Więc teraz odpowiadam twierdząco. Tylko chcę to zrobić w Hiszpanii. Proszę.
- Ja... muszę zapalić, bo zaraz chyba umrę ze szczęścia. - szybko włożył papierosa do ust. - Porozmawiajmy o tym, jak zrobimy, co do nas należy. Teraz.. powinniśmy zająć się czymś innym. Słońce już zaszło. - pochylił się nad nią i pocałował w usta. Mocno i długo. Tak, jakby to miał być ich ostatni pocałunek.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yoko. dnia Wto 21:04, 20 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Sob 22:53, 24 Sty 2009 Temat postu: |
|
|
Juri obudziła się w łóżku Kurosia. Jego już nie było od około półgodziny. Wiedziała to po intensywności jego zapachu. Usłyszała na dole jakieś znajome odgłosy. Ubrała się szybko w jakieś ciuchy czarnowłosego, ponieważ jej nie przetrwały kontaktu z mężczyzną. Miała na sobie jego t- shirt, który sięgał mu do kolan i jakieś potarmoszone spodnie. Zeszła szybko na dół słysząc coraz głośniejsze głosy.
- Obudziłaś się wreszcie...- mruknął Kurogane pijąc poranną kawę. Juri nigdy nie przyzwyczai się do tego zapachu. Po chwili dopiero zauważyła Beę, wyciągającą jakiś słoik z szafki i Kosha z wywieszonym jęzorem. Musiał być okropnie głodny, aby zgodzić się na kuchnię wampirzycy. Dziewczyna przytuliła się do brata i od razu zaczęła wypytywać gdzie ich wcięło na trzy dni, jednak czarnowłosy szybko zmienił temat i zaczął zadawać pytania na temat jej ubioru, cóż to robiła, że jej ulubiona bluzka poszła się paść i czemu jest w ciuchach, które już na pewno kiedyś widział. Wymyśliła jakąś bajeczkę na poczekaniu, że Kuroś wylał na nią wino i musiała w czymś innym chodzić. Dzięki temu Kurogane nie dostał w łeb od Bei, za to że wypili jej całe wino, a Juri od Kosha za to, że spaliła swoje ciuchy w kominku (co to się wczoraj nie działo...).
- to co wyście wczoraj robili??!!
- Pilnowaliśmy, żeby wojsko nic dziwnego nie zrobiło.- powiedziała szybko Juri, nie zastanawiając się nawet nad sensem słów.- a właśnie, gdzie oni są?
- Wygoniliśmy ich przecież wczoraj wieczo...- Kurogane podniósł głowę znad kubka i popatrzył na Kosha i Beę.- Ja nic nie mówiłem- spuścił wzrok i zamieszał łyżeczką.
- Powiecie mi wreszcie co robiliście czy nie?
- Nie- powiedzieli oboje i wyszli jednocześnie z kuchni. Wilkołak miał już w ręku coś do jedzenia, jednak postanowił tego nie ruszać.
***
Rodzinka Rozkosznych znów wprowadziła się do Blacków. Zrobili to dla bezpieczeństwa i wygody. Shun miał bliżej do lasu, choć hellsing zabraniał mu już tam chodzić, Kosho mógł wykorzystać swoje genialne pomysły, takie jak lasery na ciepło (wilkołak i człowiek nie przejdzie), specjalny czarny motor, aby jechać na zakupy (cokolwiek miało to znaczyć) i wspaniała szafa niewidka. Miała po prostu wmontowane lustra w drzwiach, a z doświadczenia wie, że jak człowiek jest pijany to gówno widzi.
Sprawą śmierci dziadka zainteresowali się wampirzy dziennikarze. Zdarzali się też czasem ludzie, ale nie wytrzymywali długo w takim towarzystwie. Wszyscy byli zajęci wywiadami. wyciągnęli nawet biedną Kanitę, która wróciła niedawno i dowiedziała się o tym kilkanaście minut temu. Juri było jej żal, dlatego też od razu zastąpiła ją, aby kobieta mogła się przespać.
- Niech pani powie, co teraz zamierza zrobić wasza rodzina?
Juri nie miała czasu na strach przed kamerą, jakimś ziomkiem z tyłu i innymi osobami, które wpatrywały się w jej ruchy. Odpowiadała płynnie na pytania, co jakiś czas poprawiała swoje włosy. Jacyś faceci zaczęli mówić że jest słodka i powinni wziąć ją do jakiejś reklamy. Po kilku minutach usłyszała pytanie skierowane do Kurosia.
- Czy to pan zasiądzie za swojego dziadka w Rządzie?
- Tak.
W tym momencie wszystkie kamery skierowały się w jego stronę. Juri została sama na placu. Bracia podeszli do niej i poczochrali po głowie.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
- Teraz będzie wszystko inaczej...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Wto 22:08, 24 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Wyszli z kuchni i udali się do pokoju Bei. Wampirzyca rzuciła torbę podróżną na wielkie łóżko stojące przy ścianie. Kosho usiadł na krześle przy toaletce z wielkim, pozłacanym lustrem. Beatrix najpierw udała się w stronę drzwi na lewej ścianie, gdzie znajdowała się jej łazienka. Tam wzięła szybki prysznic. Potem poszła na drugi koniec pokoju i weszła do pomieszczenia prawie tak dużego, jak to pierwsze. Tylko tu piętrzyły się sukienki, spodnie, bluzki, torebki, buty.
Czyli normalna szafa.
Włożyła na siebie pierwsze lepsze czarne spodnie i białą koszulę.
Kiedy weszła znów do swojego pokoju, uśmiechnęła się sama do siebie, widząc Kosha śpiącego na krześle.
Zeszła na dół i od razu usłyszała rozmowę.
Teraz nastał czas, kiedy prawie każdy z domowników stawał się w pełni dojrzały fizycznie. U wampirów wyostrzał się słuch, poprawiała się zwinność i zręczność; u wilkołaków wzmacniał się węch i wzrok. Można było zwariować. Jeden wielki dom wariatów. Serio.
Domyśliła się, że specjalnie Kurogane i Juri rozmawiają tak cicho, żeby nie mogła ich usłyszeć. Kiedy weszła do kuchni, od razu podnieśli głowy i spojrzeli na nią.
- Co się dzieje.? - spytała, opierając się o blat.
- Bo jest taka sprawa... - mruknęła Juri. Oboje się podnieśli, Kurogane podszedł do wampirzycy i objął ją ramieniem.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć..
- Nie, błagam.! Juri jest w ciąży.?! - Bea miała taką minę, jakby zbierało się jej na wymioty.
- Nie, nie o to chodzi... - przez twarz mężczyzny przebiegł blady uśmiech. - Powinnaś... no sama zobaczyć. - wręczył siostrze pudełko. To samo, które miała przy sobie Integra.
Na chwile zapanowała cisza. Wampirzyca błyskawicznie przeczytała wszystko, co tam było. Zamknęła na sekundę oczy, po czym udała się do swojego pokoju.
Siedziała tam przez parę dni, ciągle spała. Czuła, jak znajoma dłoń głaszcze ją po włosach, lub co jakiś czas okrywa kołdrą. W końcu postanowiła wziąć się w garść.
Zeszła do salonu, musiało być popołudnie. Wszyscy tam siedzieli, z zewnątrz można było słyszeć paparazzich, którzy chcieli się jakoś wbić do domu.
Pierwsze, co zrobiła Bea, to podeszła do Kanity i mocno ją przytuliła. O mały wlos nie zaczęła płakać. Doskonale wiedziała, że nie może uronić żadnej łzy. Bo kiedy by już zaczęła, nie mogłaby przestać.
Potem usiadła na skraju fotelu Kosha.
- Dobrze, że przyszłaś, musimy... - zaczął Kurogane.
- ...wiele wam wyjaśnić. - dokończyła Bea.
- Co masz na myśli.? - spytała Juri.
- Kosho wam nie powiedział, co robiliśmy.? - wszyscy pokiwali głowami. - Byliśmy w Watykanie.
- Co.??!! - oburzyła się Kanita.
- Ale spoko, nie byliśmy tam osobiście.. w pewnym sensie.. - mruknął wilkołak.
- Taka przygoda a mi jak zwykle nikt nic nie mówiiii.!! - Kanita siedziała z naburmuszoną miną.
- Nitka, lus blus siostraa.. - Kosho rzucił w nią poduszką.
- I co tam robiliście.? - zapytał Kurogane.
- Więc... zatrzymaliśmy się w misteczku oddalonym od Watykanu kilkanaście kilometrów. Tam wynajęliśmy pokój w najdroższym z hoteli. Chodziło o to, że w takim miejscu raczej by się nas nie spodziewali. Po za tym, byliśmy w przebraniu. Poczekaliśmy, aż zapadnie noc. Wtedy udaliśmy się do miasta i... ech. No zrobiłam wampira.
- Jak to.? - zdziwił się Shun. Bea dopiero teraz go zauważyła, siedział w kącie nad mikroskopem.
- No... wyssałam z niego krew. I dałam mu się napić swojej, czyli zrobiłam wampira...
- ...zależnego od Twojej woli. Sprytna jesteś. - powiedział z uśmiechem Kurogane.
- Ee.. no tak. Więc kazałam mu iść na zwiady do Watykanu. O mały włos byśmy się nie w kopali. Kazałam mu udawać, że jest z Iscarioty. I... Raul miał racje. Oni szykują armię. Armię przeciwko nam. Martwych, nieżywych...
- To... co teraz.? - zapytała Juri.
- Mam już plan. Zauważyliście, że Waltera nie ma od tygodnia.? Kazałam mu wyjechać. Szuka broni, powinien wrócić jutro. Mój plan polega na tym, żeby zorganizować fikcyjny pogrzeb.... - głos się jej załamał. - dziadka. Zaprosimy wszystkich, każdego bez wyjątku. Oni nie zmarnują takiej okazji.
- Innymi słowy... szykuje się wojna. - powiedział Kosho, ściskając Beatrix mocno za rękę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Pią 23:39, 27 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Kurogane siedział w salonie razem z Beą. Byli sami w domu. Wszyscy mięli do załatwienia coś ważnego. Nawet Kanita wyniosła się z domu, żeby spytać się o coś bardzo ważnego Shuna. Światło z kominka rozświetlało ich zamyślone twarze. Wampirzyca położyła głowę na ramieniu brata. Starała się powstrzymać łzy podczas rozmowy z całą rodzinką. Teraz mogła to sobie odpuścić.
- Kiedy was nie było, musiałem załatwić wszystkie formalności związane z pogrzebem. Jest już ustalony termin i takie tam. Dobrze, że wcześniej powiedziałaś mi o planie.- czarnowłosa nie poruszyła się. Łza spłynęła jej po policzku.- W skrzynce, którą przyniósł Kosho, tamtego dnia... Znalazłem też testament. Dziadek zapisał prawie wszystko na nas. Największym zaskoczeniem było dla mnie to, że zapisał mi swoją największą posiadłość. Oczywiście, muszę też zastępować go w Rządzie... Nie wiem czy jestem na coś takiego gotowy... Tobie zapisał posiadłości w Hiszpanii...chyba. Dam ci ten testament.
- Musimy to jakoś załatwić... z tym Rządem...- kobieta powycierała się w rękaw i podniosła z ramienia Kurosia.- Będę ci pomagać, oczywiście jako najstarsza z Rodu. Pamiętaj, że nie możemy tego spaścić. Jesteśmy na granicy. Możemy jeszcze przez chwilę powstrzymać wojnę. Mamy dwa tygodnie, żeby porządnie się przygotować.
- Tej wojny nie da się powstrzymać. Dobrze o tym wiesz. Ludzie są bardziej krwiożerczy niż wampiry i wilkołaki razem wzięte. Pragną wojny. Myślą, że wystarczą jakieś traktaty, unie i inne pierdoły. Aby nie było wojny, trzeba wybić ludzi. To najłatwiejszy sposób.
- I mówi to ktoś, kto był przez 12 lat człowiekiem- Bea uśmiechnęła się, jej kły błysnęły w złocistym świetle.
- Cóż... Teraz jestem wampirem...i nic tego nie zmieni. Popatrz, chcemy do nich wyciągnąc rękę, w dodatku razem z wilkołakami, z którymi żarliśmy się przez wieki. A oni na nas z toporami, wywalają nas z roboty, nie pozwalają na edukację naszym dzieciom i jeszcze chcą żebyśmy im się dobrowolnie poddali. Śmierć Dziadka spowodowała rozwiązanie Rządu. Jeżeli nie pomożemy wampirzym partiom...
- Jeżeli nie będziemy walczyć wspólnie...
- To skończy się bardzo źle. Jesteśmy jak Żydzi podczas II Wojny Światowej. Lepiej być po prostu nie mogło...
- Kuroś, weź wyluzuj...- mruknęła wampirzyca, kładąc się z powrotem na jego ramię.- Będzie dobrze. Jeden wampir potrafi zabić 20 ludzi w ciągu minuty, a wilkołak ze swoją siłą- jeszcze więcej.
- Ale ile masz wampirów swojej klasy? Jesteś wampirem wyższym, a takich jest mało na świecie. Iscariota wyśle nam tylko 20 takich popaprańców i będzie koniec.
- Jeżeli pijesz dużo krwi, dobrej, świeżej, to tez możesz zostać wyższym- tak jak ja i Kanita.
- Wy to co innego. Urodziłyście się takie. Ja nie mam szans wam dorównać.
- Właściwie to jest jeden sposób...- Beatrix ugryzła się w nadgarstek. Krew wypłynęła leniwie, podsunęła rękę pod nos brata.- Jeżeli regularnie będziesz pić moja krew...
- Pojebało cię?! Nie mam zamiaru pić twojej krwi!
- Przestań się upierać i po prostu wypij!- wrzasnęła, ciągnąc jego głowę do swojego nadgarstka- Już!
Kurogane nie miał wyjścia. To był dopiero początek długiej wędrówki. Po latach, Bea bardzo żałowała swojego czynu. Zawsze winiła się za to co miało się stać potem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Nie 16:53, 08 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
- Dobra, Kurogane... przestań... Kurogane.!! - Beatrix szybko wyrwała rękę z jego mocnego uścisku. - Opamiętaj się czasami.!
- Ja.. przepraszam, ale nie wiedziałem, że krew wampira może być no taka... no, że nie możesz przestać... - otarł szybko usta i usiadł na drugim końcu kanapy.
- Okej, w porządku. Następnym razem nie próbuj wyssać ze mnie wszystkiego, ok.? - wampirzyca spuściła rękaw swojego obcisłego, bordowego golfu. - Chyba wracają, wydaje mi się, że słyszałam Kanitę.
Po chwili rozległ się pomruk silnika i odgłosy ożywionych rozmów. Drzwi wejściowe otworzyły się z trzaskiem i wszyscy weszli po kolei.
Najpierw Juri, która o mały włos się nie przewróciła, bo jadła kawałek żelki Shuna i nie zauważyła stopnia zza wielkiej torby. Za nimi, przed wejściem po lewej stronie stała Kanita, a na przeciwko Kosho.
- Proszę, panie przodem. - powiedział, posyłając jej swój najbardziej zabójczy uśmiech z wszystkich zabójczych uśmiechów (ten od tabletek na sen .).
- Ależ nie, nie. Osobniki pozbawione mózgu przodem. - Kanita zrobiła swoja słynną minę "na Shuna".
- Ja jednak się upieram, żebyś to ty poszła pierwsza.
- Przecież nie ma potrzeby..
- Wchodzicie, czy nie.?! - zapytała Juri. - Chcę obiad zrobić, a wszystko jest w torbie Kosha.
Oboje ze spuszczonymi głowami przedarli się przez drzwi.
- Spotkaliśmy się wszyscy na mieście. - wytłumaczył Shun Kurosiowi i Bei. - No i postanowiliśmy zrobić zakupy, bo lodówka świeci pustkami. - wszyscy udali się do kuchni. - Dobrze, że Kosho ma samochód..
- Kosho ma samochód.? - Beatrix się zdziwiła.
Kanita uniosła jedną brew i powstrzymała śmiech.
- No pożyczyłem sobie. Mogłem.? - Kosho postawił skrzynkę piwa na ziemi (nie ma to jak rodzina alkoholików) i cmoknął Beę w policzek.
- Taa.. Jasne. Skoro przyszła Juri, to ja idę do siebie, dobranoc wszystkim. - wampirzyca pomachała wszystkim z uśmiechem i udała się po schodach do swojego pokoju.
Rano promienie słońca leniwie wpadały do środka przez grube, atłasowe zasłony. Beatrix przeciągnęła się i podniosła się z łóżka. Po cichu poszła do łazienki, pośpiesznie się ubrała i odczytała nową wiadomość w swojej komórce.
- Jakie njusy.? - zapytał Kosho zaspanym głosem.
- To od Waltera, napisał, że wróci za dwa dni. - odpowiedziała wampirzyca.
- To Walter umie pisać esemesy.? Hahaha... - Kosho wstał z łóżka i zaczął się śmiać sam do siebie. Sięgnął po koniak leżący na stoliku i szybko wypił spory kieliszek. - Hahaha.. Walter piszący esemesy... Haha.. dobreeee.... - chwiejąc się jeszcze ze śmiechu, poszedł do łazienki.
Wyszedł ubrany w czarne spodnie i oczojebną, różową koszulkę z napisem "Jestem debilem".
Kąciki ust wampirzycy drgnęły:
- Widziałeś może napis na swojej koszulce.? - zapytała.
- Nie... a co, jakiś dobry.?! - mężczyzna zgiął się w pół, próbując coś przeczytać. - Ty, ja nie umiem czytać do góry nogami.! - powiedział z oburzeniem.
- Tam jest napisane: "Jestem debilem".
- Taak.? Hahahahaha.. niezłe... hahaha... - sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął papierosa. - Cho na dół. - mruknął i nalał sobie jeszcze koniaku.
- Idę, idę. - odłożyła na bok gazetę i podniosła się z łóżka.
- Ej, a ty kochana czegoś nie zapomniałaś przypadkiem.? - zapytał wilkołak, patrząc na dłoń kobiety.
Bea przez moment stała zamyślona, aż w końcu się jej przypomniało. Podeszła szybko do stolika, na którym leżał stary pierścionek z dużą, czarną perłą, dookoła której było pełno mniejszych, białych perełek. Włożyła go na palec i razem zeszli na dół.
- O, cześć wam. - Kanita pomachała do Kosha i Bei nożem.
- Nita, sis, ty coś GOTUJESZ.? - zapytał zdumiony Kosho, przybijając sztamę () z Kurogane.
- No.!
- Błagam, nie dawaj mi tego. - wilkołak rozwalił się na krześle i zapalił papierosa.
- Swoją drogą, powinnam ci coś powiedzieć, siostrzyczko. - Kanita zwróciła się do siostry. - Jurka chyba źle zajmuje się naszym braciszkiem i chodzi głodny. Zjadł już 5 misek ryżu.!
Beatrix i Kurogane wymienili szybkie spojrzenia.
- Ty stary... Więcej niż ja... - Kosho poklepał go po ramieniu.
- O. Widzę, że kupiłaś sobie nowy pierścionek. Troche duży. - mruknął Kurogane, chcąc pośpiesznie zmienić temat.
- Ee.. no... a tak. Gdzie Shun i Juri.?
- Shun zaraz powinien przyjść, a Juri już słychać. - powiedziała Kanita, mieszając coś w wielkim garze.
- Dzieńdobeeeeeereeeek Kurooooooooooooooooooś.!! Cześć wszytkiiiiiiiim.! - Juri wbiegła do kuchni, przytuliła się do Kurogane i poczochrała Kosha po głowie.
Mniam.
- Tak mi coś ładnie pachniało, to pomyślałam sobie: jedzenie.!! - wilkołak usiadł na przeciwko Bei. - Co... Co ty masz na palcu.??!! - wrzasnęła do wampirzycy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Pią 21:00, 01 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
- Gówno- powiedziała cynicznie Bea, odtrącając wilkołaka.
- Nie, to jest prawdziwa perła, przecież ci mówiłem, Bea!!- skomentował Kosho, wcinając kolejną kanapkę z talerza Shuna, przy czym jego brat wcale się tym nie przejmował. Ostatnio coraz częściej pojawiał się w domu. Wszyscy postanowili coś wykombinować na pogrzeb dziadka. Nie mogli tego zostawić od tak sobie. Ale pozostawmy ta sprawę mądrzejszym, pomyślała Juri i postanowiła się zapytać brata o genialną koszulkę.
- Wcale nie jesteś debilem, Koshusiu mój kochany!
- Wiem, bo...
- Kiedy zamkniemy oczy to zobaczymy ciebie!- wymamrotali wszyscy chórem, przy czym Shun dupnął głową o pusty talerz.
- O tak, kochani!!!- chciał już wyjąć z lodówki jakieś winko, jednakże wszystko zostało wczoraj obalone przez niego i Kurosia (wampiry i wilkołaki tylko w jednej sytuacji zgadzają się razem na wszystko- muszą się napitolić).
- Kosh, mógłbyś już przestać tyle pić. Wiem że twoja praca jest ciężka- wszyscy zaczęli się śmiać, jak usłyszeli ostatnie słowa Juri- ... ale nie można przesadzać!! Ten dom wygląda jak melina.
- Nie martw się!! Mam jeszcze swoją niewidzialną szafę!!
- I tego się właśnie obawiałam...
Niestety, czarnowłosy nie domyślił się, że szafa już dawno została obalona. Kiedy dowiedział się o tak tragicznym wydarzeniu, nie wychodził już ze swojego pokoju, a kiedy ktokolwiek wchodził, można było zastać go z sokiem pomidorowym, załamanego, siedzącego na łóżku. Kanita zaczęła robić mu fotki, śmiejąc się, że wyśle je na reklamę "Chupa Chups- życie bez nich nie ma sensu". Według reszty domowników, pomysł był dość oryginalny. Jednakże nie to było tegarz najważniejsze. Wieczorem, gdy Kurogane odkleił się już od nadgarstka własnej siostry, postanowił poruszyć temat pogrzebu.
- Już za tydzień...- powycierał się w rękaw, jak to zwykł robić po wypiciu dużej ilości krwi. Bea szybko zregenerowała ranę. Była o wiele silniejsza, niż wtedy, gdy Kosho zagryzł ją i nie chciał jej puścić. Po tym wydarzeniu, regenerował sie przeszło tydzień. Teraz mogłaby to zrobić w jeden dzień.
- Spokojnie. Uda nam się. Tylko trzeba Kosha otrzeźwić i będzie dobrze. Każda para rąk się przyda. Uważaj na Juri.
- Ona sama sobie doskonale poradzi, a ty o tym wiesz. Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. Czy jesteś pewna że powinienem to robić?- pokazał na jej nadgarstek, na którym już nie było śladów jego kłów.
- Oczywiście! Mówił mi o tym dziadek!!
- A to pewnie nie posłuchałaś go dokładnie i coś mi się stanie przez ten kanibalizm...
- Brat, nie przesadzaj, błagam cię!- Dała nogę na nogę i podniosła kieliszek wina.
- Skąd masz wino?
- Ukryłam wszystko przed Koshem. Nie martw się, nawet jego czułe nozdrza tego nie wywąchają.
Siedział przed fotelem, na którym ona delektowała się czerwonym trunkiem. Lubił jej czasem masować stopy. A że akurat miał taki dzień, postanowił przejść do czynów.
- Mówisz, że będzie dobrze? Zobaczymy ile ludzi przyjdzie na pogrzeb.
- O to już się nie martw. Dziadziuś był znany na cały świat. A tak nawiasem, jak ci idzie w rządzie?
- Nawet mi nie mów- zaczął masować ją jeszcze mocniej.- Juri jest o każdą kobietę, która się do mnie zbliża, zazdrosna. Ostatnio, kiedy z Koshem poszedłem do baru, to nawet ode mnie brały laski autografy. Nienawidzę takiego życia.
- Spokojnie bracie, już niedługo...- pogłaskała go po głowie, jak na prawdziwą starszą siostrę przystało.- Wyjdziemy na tym wszystkim o wiele lepiej niż ci parszywi ludzie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Wto 22:11, 28 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Bea siedziała zwinieta w klebek na kanapie. Na jej kolanach leżala jej ulubiona lektura ostatnimi czasy - "Sztuka wojny'. Czytała to już po raz szósty. Uwielbiała, kiedy w całym ich wielkim domu było tak, jak teraz - cicho i spokojnie. Słyszała głośny oddech Kurosia dobiegający z jego pokoju, dźwięk tłuczonego szkła (Kosho pewnie rozwalił kolejną butelkę). Głaszcząc swojego rudego kota starała sie dogłębnie przygotować plan działania. Pogrzeb miał odbyć się w niedzielę, więc zostało już tylko sześć dni. Każda para rąk sie przydawała. Można byłoby uzać za godne podziwu to, że dostawali dużo poufnych wiadomości od wampirów i wilkołaków z całego świata, że są gotowi w każdej chwili walczyć. Ale czy walka o życie jest czymś godnym podziwu.?
Przez kobaltowe zasłony salonu powoli zaczynało wpadać światło, zaczynał się nowy dzień. Wampirzyca spojrzała na zegarek - zbliżała się szósta. Zaczęła nerwowo uderzać paznokciami w okładkę książki. Walter spóźniał się już cztery godziny. On był ich podstawą planu, on dokładnie wiedział, czym są ludzie Iscarioty. Teraz, bez dziadka, Integry on był ich jedynym oparciem i źródłem informacji. No i cennym celem dla Iscarioty.
Bea sięgnęła po cienkiego papierosa i odpaliła go.
Mieszał się w niej strach i przygnębienie. Jutro miał się odbyć ten prawdziwy pogrzeb dziadka. Na którym będzie tylko najbliższa rodzina i Walter. A dziadek zostanie pochowany tam, gdzie zawsze chciał. Tu, w jego dworku i krypcie. Spóźnienie Waltera jeszcze bardziej denerwowało kobietę - nie wyobrażała sobie pogrzebu bez niego.
Usłyszała dźwięk jadącego samochodu. Szybko się zerwała z kanapy i podbiegła do drzwi. Zauważyła czarnego vana Waltera. Odetchnęła z ulgą. Walter wysiadł z samochodu i powolnym krokiem udał się w stronę drzwi wejściowych.
- Walter, wreszcie.! - Bea rzuciła się mu na szyję. - Czemu to trwało tak długo.? Czy były jakieś kłopoty.?
Służacy westchnął ciężko i usiadł na pobliskim fotelu.
- Były kłopoty. I to duże, panienko Black.
*30 minut później*
- Ej, w ogole, ja chce spaaac.. - Kosho dalej marudził, kiedy wszyscy schodzili się na doł na naradę rodzinną.
- Rusz się, cieciu magdeburski. - syknęła Juri i kopnęła brata w tyłek.
- Sis, odwal sie od mojego tyłeczka.! Według internautek mam najseksowniejszy tylek tego roku. - Kosho powiedział to takim tonem, jakby co najmniej dostał Nobla. Juri tylko zwróciła swoje oczy ku niebu i przywitawszy się z Walterem, usiadła obok Kurosia.
- Jesteście już wszyscy - zaczął Walter - to dobrze. Nie chciałoby mi się powtarzać wam tego po kilka razy. - przerwał na chwilę. - Jak wiecie, panienka Beatrix wysłała mnie w poszukiwaniu broni i informacji o ludziach z Iscarioty. Nie byłoby to specjalnie trudne, gdyby nie to, że jak pewnie się domyślacie jesteśmy śledzeni... - spojrzał na wszystkich, po czym jego wzrok spoczął na Kanicie, która powoli coraz bardziej osuwała sie na fotelu. Śpiąc oczywiscie. Shun rzucił w nią poduszką, a ona zerwała się i krzyknęła:
- Siege mialo byc o 16 a nie 17 giran... Tdra robię noblessa nie mam czasu na pt, idź do Gludio, tam stoi GmShop.... A.. przepraszam... No co, jestem zmeczona... Walter, wczoraj trenowalismy rozne rzeczy na Iscariotę, a potem zrobiliśmy sobie imprezę, bo przyjechał Kosho z absy... - urwała widząc spojrzenie Bei. - No, słuchaaaam. - zwięnęla głośno i utkwiła spojrzenie w starcze.
- Dobrze, panienko Kanito, pozwól, że dokończę. Więc panienka Victoria pomogła mi wymyślić plan. Dała mi jednego żołnierza, świetnie wykfalikowanego i obeznanego. Kiedy opuszczałem miasto, on miał jechać kilka minut przede mną. W peruce i przebraniu. - sięgnął do marynarki - To z niego zostało. Znaleziono go przed wczoraj. - rozdał wszystkim zdjęcia, na których nawet nie było widać ciała. - Wniosek jest taki, że na pewno zawitają na niedzielnym pogrzebie.
- O kurwista mac. - mruknal Kosho. - To Iscariota.? - spojrzał na Waltera.
- Prawdopodobnie, to jest ich klasyczne ''obsługiwanie się'' z ofiarą. Znak firmowy. - Walter uśmiechnął sie krzywo.
- Kurcze, skąd to wiesz.? - spytała zdumiona Juri.
- Widzi panienka, tak sie składa, że sam kiedyś należałem do Iscarioty.
- Coooo.?! - rodzinka Rozkosznych wybałuszyła na niego oczy.
- A co, myśleliście, że zwykły człowiek utrzymałby się w takiej formie.? - zapytała uchahana Kanita.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Wto 23:32, 28 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Szczęśliwa i lekko rozbudzona wampirzyca, przeciągnała się wstając szybko z fotela i pobiegła do swojego pokoju. Walter jeszcze cośtam wspomniał o nowych treningach, jednakże ona nie przejmowała się tym wcale. Miała to już wszystko wyćwiczone. Natomiast Juri i Kosho dalej siedzieli z rozdziawionymi mordami, patrząc się na starszego mężczyznę. Kuroś pomógł wilkołakowi zamknąć buzię, jednakże Kosho dalej rozdziawiał i rozdziawiał, aż w końcu zrozumiał sens słów, które dotarły do jego uszu.
- Koniec z alkoholem, paniczu.- powiedział spokojnie i z uśmiechem Walter. Czarnowłosy nie dawał po sobie poznać zdenerwowania, drgawek i nagłego pocenia się. Jednakże nos wilkołaka, a nawet wampira, potrafi wyczuć takie drobne przewinienia w ciele każdego z nas. Bea rypnęła go w plecy w dokładnie tym samym momencie co Juri. Przez chwile, dziewczynie się wydawało że się do niej uśmiecha. Ona też się uśmiechnęła. Może.
- Przestań ślimtać jak baba i wracaj do roboty!- to akurat powiedziała Bea, wskazując mu palcem droge do ogrodu. Praca mężczyzny polegała na tworzeniu jakichś dziwacznych składaneczek z drewna... W każdym bądź razie, Juri nie interesowało to za bardzo. Jeszcze tylko przytuliła się do Waltera, jak to czyniła codziennie. Juri tuliła się do wszystkich. Nieważne czy była to Bea, która od razu ja odpychała, lub przytrzymywała i zadrapywała jej plecy, czy też Kuroś, który nie za bardzo lubił się przytulać, ale zawsze jej na to pozwalał, nie ważąc na częstotliwość tych przytuleń.
Pomaszerowała do swojego pokoju, ciągnąc za sobą sweter. Właściwie to bardzo dobrze, że Walter był z nimi. Znał na wylot Iscariotę i potrafił określić co dziwnego wymyśla na pogrzeb Dziadka... Ale jeżeli jest już "emerytem" za długo? Jeżeli wymyślili nowe sposoby na pozbycie się takich osobników jak oni wszyscy? A właściwie... Czy Walter jest wampirem? Juri zawsze musiała się zastanawiać nad czymś, co dane było jej usłyszeć. Ale coraz więcej pytań kłębiło jej się w głowie. Nigdy nie odczuwała czegoś takiego.
Dlaczego krzyżówka leżąca na półce nie jest przy biurku? Czy Walter wchodził do jej pokoju? Co tu się do diaska dzieje? Jakie jest imię na K na pięć liter?! Dlaczego wchodzi jej tylko Kanita?? MIAŁO BYĆ NA PIĘĆ!!!
Chwyciła się za głowę, tak jakby ja naprawdę bardzo mocno zabolało. Usiadła na łóżku, kiedy nagle do pokoju wszedł Kurogane. Nie wymagajmy od niego uśmiechu- nigdy się nie uśmiechał. Przeszedł przez jej pokój. Był oczywiście wysprzątany. Ostatnio tylko to było jej zadaniem w związku z akcją pogrzebową, Waltera przecież nie było. A Kurogane i tak chciał ją zostawić tutaj. Usiadł obok niej.
- Coś się stało?
Nie mogła mu tego teraz powiedzieć. Nie puści ja na akcję! Jeżeli się dowie, czy będzie zły? Będzie wkurzony jak diabli!! Ale to przecież nie jej wina, tylko jego!!!
- Ja...- nie mogła tego z siebie wykrztusić. Co się stanie jeżeli...
- No co?
- Ja..
- Powiesz wreszcie?
- JESTEM W CIĄŻY, IDIOTO!!!!- jeszcze nigdy nie wydarła sie na niego tak głośno. Ale co tu poradzić- hormony buzują.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Yoko.
Warlock
Dołączył: 10 Lut 2007
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z mHroku.
|
Wysłany: Czw 21:44, 29 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
- JESTEM W CIĄŻY IDIOTO!!!!! - ten okropny głos można było usłyszeć w domu.
Bea stała w kuchni i piła kawę, na przeciwko niej stał Walter załamany stanem, w jakim znajdowała się kuchnia. Na dźwięk tych słów wampirzyca zaczęła się krztusić.
- Nie, czekaj, ja się tylko przesłyszałam, tak.? Nikt w cale nie wrzeszczał, że...
- JA JESTEM W CIĄŻY, KUROGANEEEE.!!
Na ciemne, drewniane panele z trzaskiem spadł biały kubek, który się rozbił. Powoli zaczynała z niego wyciekać czarna kawa. Obok, w szybkim tempie, znalazła się głowa, otoczona czarnymi lokami. Zaraz, jak to się nazywa.? A, omdlenie.
No to Bea sobie właśnie zemdlała.
Sen najlepszym lekarstwem na stres. Przynajmniej dla niej.
Kiedy się obudziła, była w swoimi spaniałym łóżku, z wymienioną pościelą (Walter jest niesamowity), a obok siedział Walter, który czytał Dumę i Uprzedzenie (taa.. każdy ma jakieś swoje zboczenia). Spojrzał na wampirzyce i z uśmiechem podał jej herbatę:
- Jak się panienka czuje.?
- A dobrze, dobrze... herbata.? - spojrzała na kubek. - Wina, dajcie winaaaa....
- Jestem zbulwersowany zwyczajami panującymi w tym domu... - zaczął mruczeć Walter, kiedy Bea wyciągnęła z pod łóżka flaszkę - Wystarczyło, żeby mnie przez jakiś czas nie było, a tu takie rzeczy się dzieją...
Bea pociągnęła duży łyk.
- No, teraz to czuję, że żyję.. - powiedziała zadowolona.
- Cóż, to trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że panienka jest martwa.. - widząc, że sięga po jedną z wielu papierośnic Kosha, wyrwał jej ją z ręki. - Ale palić nie palimy tutaj. Dbamy przecież wszyscy o zdrowie panienki Juri.
- Czyli.. - głos Bei się załamał. - to nie był zły sen.?
Walter pokręcił przecząco głową.
- Gdzie ona teraz jest.?
- W kuchni.. Ale... panienko, nie robi się nic kobietom w ciązy... - staruszek nawet nie zdązył dokończyć zdania, już wybiegła z pokoju.
Wpadła do kuchni, gdzie siedzieli wszyscy oprócz Kosha.
Kurogane zerwał się z krzesła:
- Beatrix, posłuchaj, nie denerwuj się, ja ci wszystko wytłumaczę...
- Co, wytłumaczysz mi, jak się robi dzieci.?! Wiem aż za dobrze. - wampirzyca warknęła na niego i podeszła do Juri siedzącej na krześle. - TY - wskazała na nią palcem.
- Jaaa... - Juri wyglądała tak, jakby chciała uciec pod stół.
- JESTEŚ W CIĄŻY.?!
- N-no.. t-taak...
- BĘDĘ CIOCIĄ.?!
- Taaak...
- ALE SUPER.!!! - wrzasnęła roześmiana dziewczyna i przytuliła mocno Juri.
Wszyscy popatrzyli na tą scenkę zdumieni.
- Beaa.. ale czy ty się siostra dobrze czujesz.? - spytała Kanita.
- No właśnie. Takie przypadki to nawet biologom się nie śnią.. - Shun podrapał się po brodzie.
- No pewnie. - Bea powiedziała cala rozpromieniona. - Takie małe, fajne coś, takie tycu tyci. Oczywiście trzeba będzie jej zrobić małą garderobę, kupić pełno ciuchów, o, bedę musiała zadzwonić do mojej koleżanki, zarezerwujemy jej już miejsce we wszystkich szkołach... - zaczęła wyliczać.
- Siostra... nie przesadzasz trochę.? - Kurogane spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Ee.. nie.? Ktoś tu musi dbać o jej wychowanie, wygląda, żeby nie skończyła, jak pożal się Boże matka. - na widok min wszystkich dodała - No co.? Dalej jej nie lubię. - wskazała palcem na Juri i wyszła z kuchni.
Weszła do salonu i wzięła do ręki swoją komórkę. Wykręciła numer do Kosha. Wkurzyła się, kiedy usłyszała jego sekretarkę:
- Cześc bejbe, tu Kosho, tak, ten Rozkoszny. No, wiesz co robić po sygnale. Aa.! A jak jesteś z Iscarioty, to ja jestem Samuel.!!
Czy ten pacan zawsze musi mieć wyłączony telefon.?
- Panienko Beatrix... - usłyszała za sobą Waltera. - Cóż, cieszę się, że pani tak zareagowała, wszyscy się obawiali...
- Ta, ta. Super. Gdzie jest Kosho.?
- Z tego co mówił, to poszedł do pracy.
- Egh.. super.
Bea usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Jakaś relacja z premiery filmu. Leniwie bawiła się pierścionkiem na jej serdecznym palcu. Walter niby czyścił jakiś tam wazon, ale naprawdę robił przyczajkę.
- Słyszałem o zaręczynach panienki.. - powiedział niby od niechcenia.
- Taa... Ale nie gniewasz się, że tak się o tym dowiedziałęś.?
- Nie.. oczywiście, kto by się przejmował..
- To dobrze o w sumie... poszliśmy na całość.
Lokaja zamurowało.
- Proszę.?
- No.. ale to tylko papierek, nikt o tym nie wie.. Walter, nie złość się, i tak będziesz na tym normalnym ślubie...
- Eh.. kiedy to było.?
- Kiedy wyjechaliśmy do Watykanu. - Bea się uśmiechnęła.
- I co, tam.?!
- Nie, pewnie, że nie. Pamiętasz może takie małe miasteczko na południu Hiszpanii, zaraz przy morzu, z wielką skarpą i ruinami dużego dworku.?
- Dom panienki matki. - Walter też się uśmiechnął.
- No właśnie.. To był taki impuls, takie.. no nie, czy TO JEST KOSHO.?! - wskazała na telewizor, gdzie brunet w otoczeniu modelek pozował do zdjęć. - No nie...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Yoko. dnia Czw 21:45, 29 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
Administrator
Dołączył: 16 Sty 2007
Posty: 1516
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Amestris
|
Wysłany: Pią 0:00, 30 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Kosho wystąpił w reklamie nowego proszku do prania, który miał spowodować śnieżną biel na jego koszuli... czy coś w tym guście. Oczywiście, producenci postarali się o to,aby Kosho ściągnął z siebie koszulę, wsadził ją do pralki, po czym ubrał na swoja gołą klatę. Juri naprawdę nie wiedziała czym można było się tak podniecać, ponieważ widziała te sceny u siebie w domu. Z resztą, sama prała mu jego koszulę...
- No i czym tutaj mam się fascynować, Bea?- usiadła obok niej. Jej niechęć do kobiety nie zmalała, choć cieszyła się, że dobrze przyjęła wiadomość o jej ciąży. Właściwie to nawet nie była pewna, jakiego zdania jest Kurogane. Troszkę się tym martwiła, ale jak na razie musi zachować to dla siebie. Nie będzie tego wyciągać przy innych.
- Jak on śmie występować w jakichś durnych reklamach, kiedy jego siostra jest w ciaży?!- Bea wstała z sofy i machała rękami jak szalona.
- Beuś, kochanie, ale to wcale nie potrwa piętnaście minut, a z resztą dopiero niedawno się dowiedzieliśmy...
- A tak nawiasem, ile trwa ciąża u psów?- czarnowłosa skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła z lekką pogardą na Juri.
- Hmm... 6 miesięcy...około...- powiedział niepewnie wilkołak, patrząc się na Shuna, który pokiwał potwierdzająco głową. Wszyscy z kuchni przenieśli się do salonu, bo wielkim wrzasku Bei, oznajmującym, że w telewizji jest coś niepowtarzalnego, niesamowitego i tak dalej.
- Czyli za pół roku będę mogła ubrać małe tyci tyci w moje ubranka od Dolce & Gabbany i buciki od Lacoste?!- wrzasnęła podekscytowana, podnosząc ręce tak, iż zakryła usta.
- mmm... no chyba... ja może jednak pójdę się położyć...- wstała i spokojnie ruszyła w stronę swojego pokoju. Nie minęło piętnaście minut, jak Kurogane wkroczył do jej pokoju i usiadł na krawędzi łóżka. Juri była właśnie w środku zdania, czytając nową książkę autorstwa najsławniejszego wilczego pisarza, kiedy to wyrwał ją z lektury i pocałował.
- Kurogane, co cię tak nagle naszło?- ściągnęła swoje okulary i położyła na półce (ona i Kosho noszą okulary, ponieważ widzą dalej niż przeciętny wilkołak- jest to pewna wada, ponieważ nie widzą wyraźnie rzeczy bliskich).
- Wiesz co?- głaskał ja po twarzy. Uśmiechnęła się.- Bardzo się cieszę, że urodzisz mi syna...
- Heej, a skąd wiesz, że to będzie syn?!- powiedziała ze śmiechem.
- Jestem tego pewny!!- rozczochrał jej włosy, a na odpowiedź dostał jaśkiem.
Kosho wrócił na drugi dzień, a o dobrej nowinie dowiedział się od Bei, która tak mu to wytłumaczyła, że myślał iż dostanie jakieś dziecko, które Beusia będzie sobie ubierać i wychowywać. Jednakże po szybkim wyjaśnieniu Juri, zrozumiał wszystko.
- Gratuluję siostruniaaaaa!!!!
- Koshooooooo!!!
Przytulili się na środku kuchni (Zauważmy pewną zależność. Wszystkie ważne wydarzenia mają swój punkt kulminacyjny właśnie w tym miejscu.).
- Ale fajnie!
- No właśniieee!!!
- Jeeej.
- Dobra, zamknijcie się wreszcie...- przerwała im Beatrix.- A... jak będzie miała na imię?
- Hmmm... nie zastanawiałam się nad tym...
- Ha! Dlatego też JA, Beatrix Black Rozkoszna wymyśli imiona dla swojej bratanicy!!
Tymczasem Walter postanowił opróżnić wszystkie barki w domu i wykupić cały alkohol z pobliskich sklepów monopolowych. On ustawi z powrotem tą młodzież!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|